wtorek, 4 grudnia 2012

"Hobbit" - postacie

 Witam! W dalszym ciągu myślą przewodnią postów jest książka, aczkolwiek pokusiłam się o dodanie zdjęć filmowych bohaterów. :) Tak więc dziś przypomnimy sobie, lub też zapoznamy się, z postaciami stworzonymi przez J. R. R. Tolkiena z myślą o "Hobbicie". Zapraszam! 

*****


Bilbo Baggins

Tytułowy bohater „Hobbita” – Bilbo Baggins – jest najważniejszą postacią w powieści. Jako miłośnik dobrej kuchni, czyścioch, bardzo zamożny palacz wykwintnych tytoni, elegant i prawdziwy domator, wydaje się czytelnikowi, i samemu sobie, całkowitym zaprzeczeniem herosa. Jednak Gandalf dostrzegł w nim materiał na prawdziwego bohatera, zdolnego do wielkich czynów, które zmienią bieg historii. Na kartach powieści Bilbo Baggins wyraźnie zmienia się pod wpływem przeżywanych przygód, odkrywa drzemiące w nim pokłady odwagi i odpowiedzialności za losy przyjaciół.
Na sam początek warto zadać sobie pytanie: „(…) co to jest hobbit?”. Niewielu osobom było dane widzieć te istoty, lecz przy odrobinie szczęścia można spotkać je nawet dziś, choć to niezwykle trudna sztuka, ponieważ „unikają Dużych Ludzi - jak nazywają nas”, a poza tym zamieszkują w norach. Hobbici to inaczej mówiąc „mali ludzie”, mniejsi nawet od krasnoludów, ale więksi za to od liliputów. Co prawda nie potrafią czarować, ale posiadają jedną niezwykłą zdolność, „która pozwala im znikać bezszelestnie i błyskawicznie, kiedy duzi, niemądrzy ludzie, jak ty i ja, zabłądzą w ich pobliże, hałasując niczym słonie, tak że na milę można ich usłyszeć”. Poza tym, że są niscy, charakteryzują się także pokaźnymi brzuchami, kolorowymi strojami, nie noszą także butów, „ponieważ stopy ich z przyrodzenia opatrzone są twardą podeszwą i porośnięte bujnym, ciemnym, brunatnym włosem, podobnie jak głowa (zwykle kędzierzawa)”. Hobbici ponadto „mają długie, zręczne, smagłe palce i poczciwe twarze, a śmieją się dużo, basowo i serdecznie (szczególnie po obiedzie, który - w miarę możności - jadają dwa razy dziennie)”.  
         
Przejdźmy może od zarysowania pochodzenia głównego bohatera:
Bagginsowie żyli w okolicy Pagórka od niepamiętnych czasów i cieszyli się powszechnym szacunkiem nie tylko dlatego, że prawie wszyscy byli bogaci, lecz także dlatego, że nigdy nie miewali przygód i nie sprawiali niespodzianek: każdy z góry wiedział, co Baggins powie o tej czy innej sprawie, tak że nie potrzebował go trudzić zadawaniem pytań”.

Jednakże za sprawą matki, Belladonny, płynęła w jego żyłach także krew Tuków, rodziny wyjątkowej jak na hobbitów, słynącej z zamiłowania do przygód. Przez większą część życia Bilba zdecydowanie przeważała w nim natura Bagginsów:
(…) wyglądał i zachowywał się dokładnie tak, jakby był drugim wydaniem swojego solidnego i spokojnego ojca”, co nie zmieniało jednak faktu, iż „odziedziczył po kądzieli ziarenko dziwactwa i że to ziarenko czekało tylko na okazję, by zakiełkować”.

Najbardziej znanym przodkiem Bilba był jego stryjeczny pradziad, niejaki Bullroarer Tuk, zwany Wielkim, ponieważ cieszył się olbrzymim, jak na hobbita wzrostem, dzięki któremu mógł nawet dosiadać konia. Wielki Tuk na stałe zapisał się do historii, po tym jak podczas bitwy na Zielonych Polach jednym zamachem kija strącił głowę dowódcy armii goblinów: „Głowa ta przeleciała sto łokci w powietrzu i zaryła się w króliczej jamie; w ten sposób bitwa zakończyła się zwycięsko, a jednocześnie wynaleziona została gra w golfa”. Od czasu do czasu krew Tuków brała górę nad krwią Bagginsów, a wówczas Bilbo robił rzeczy lub wymawiał słowa, których po ochłonięciu bardzo żałował i powtarzał sobie w myślach: „Głupiś był, mój Bilbo. Sam z własnej woli wpakowałeś się w awanturę”.
Na ogół bohaterami opowieści dla dzieci są albo ich rówieśnicy, albo nieco od nich starsi piękni młodzieńcy. W przypadku „Hobbita” jest nieco inaczej. Bilbo Baggins w dniu, kiedy odwiedził go Gandlaf i krasnoludy miał już ponad pięćdziesiąt lat! Był już zatem ustatkowanym i szanowanym mieszkańcem Pagórka, który nie oczekiwał przygód, ale spokojnego życia w domku odziedziczonym po rodzicach.
         
Bilbo Baggins przykładał wielką uwagę do porządku i czystości. Z równym zaangażowaniem dbał o wygląd swojego domku, jak i własny, o czym mogły świadczyć chociażby zawsze porządnie wyszczotkowane włosy palców u stóp. Goście, których uwielbiał podejmować, zawsze byli zachwyceni ładem panującym w jego norze. Bilbo dbał o każdy szczegół, wszystkie klamki błyszczały od polerowania, tunel obity był starannie boazerią, okna i drzwi miały idealnie okrągły kształt, nigdzie nie brakowało wieszaków na płaszcze i kapelusze gości. W jego domku znajdowało się mnóstwo porządnie zaopatrzonych spiżarni, a także kilka pokoi przeznaczonych wyłącznie na jego ubrania. O jego świetnych manierach i zamiłowaniu do przyjmowania gości najlepiej świadczy sposób, w jaki przyjął Gandlafa i krasnoludów. Każdemu z nich zaproponował coś do picia i jedzenia, a następnie sam przygotował posiłek i podał do stołu. O nienagannych manierach hobbita świadczy też sposób, w jaki usadził gości w głównej jadalni:
Na honorowym miejscu siedział Gandalf, a trzynastu krasnoludów wokół niego przy stole. Bilbo zaś, na stołeczku przy kominku, żuł biszkopt (apetyt opuścił go całkowicie) i usiłował robić dobrą minę, jakby wszystko, co się działo, było rzeczą najzwyklejszą w świecie, a wcale nie żadną przygodą”.

Jednak pomimo zamiłowania do porządku, planowania, gromadzenia zapasów, dobrych manier, Bilbo miał w sobie coś z Tuka, co nie pasowało do wizerunku poważnego i poważanego hobbita. Początkowo przejawiało się to w jego roztargnieniu:
Nigdy nie pamiętał zbyt dokładnie różnych rzeczy, jeśli ich nie zapisał w swoim kalendarzyku terminowym, na przykład tak: środa, herbata z Gandalfem. Poprzedniego dnia zanadto był podniecony, by o czymś takim pomyśleć”.

Czasami też zapominał się na chwilę i marzył o wielkiej przygodzie, o jakich opowiadała mu matka, jednak nigdy nie „zagalopował się” na tyle, by faktycznie wyruszyć w nieznane, nie oglądając się za siebie, jak mieli w zwyczaju robić Tukowie.
         
Porywcza krew przodków ze strony matki wzięła górę, kiedy usłyszał piękne pieśni krasnoludów o utraconych skarbach:
Gdy tak śpiewali, Bilbo poczuł, że budzi się w nim miłość do pięknych rzeczy, które powstają dzięki pracy rąk, zręczności i czarom, namiętna i zazdrosna miłość, najgorętsza pożądliwość serc krasnoludzkich. Coś z dziedzictwa Tuków ocknęło się w hobbicie, zapragnął ruszyć w świat, zobaczyć wysokie góry, usłyszeć szum sosen i potoków, zbadać głębie jaskiń, miecz nosić u boku zamiast laski. (…) Wzdrygnął się i bardzo szybko stał się znów zwykłym panem Bagginsem z Bag End, pod Pagórkiem”.

W małym ciele hobbita toczyła się wielka walka pomiędzy pierwiastkiem Bagginsów, a pierwiastkiem Tuków. Doskonale wiedział o tym Gandalf, który dostrzegł drzemiący w Bilbie potencjał i to właśnie jemu zamierzał powierzyć zadanie łowcy skarbów, czym zaskoczył nie tylko krasnoludów, ale i samego hobbita.  
Od tamtego momentu, kiedy rozpoczęła się wielka przygoda, Bilbo zaczął powoli, lecz zauważalnie, zmieniać się w prawdziwego bohatera. Co prawda, w czasie podróży często miewał napady lęku, czy nawet paniki spowodowanej lękiem wysokości:
Nawet w najlepszych warunkach Bilbo dostawał na wysokościach zawrotu głowy; robiło mu się słabo, gdy wyglądał poprzez krawędź bodaj niewielkiego urwiska, nie cierpiał włażenia na drabinę, a cóż dopiero na drzewo (bo też nigdy przedtem nie był zmuszony uciekać przed wilkami)”.

Jednak zawsze odnajdował w sobie coś, co pozwalało mu przełamać paraliżujący strach. Najczęściej były to dwa magiczne przedmioty, które weszły w jego posiadanie. Pierwszym z nich był mały mieczyk wykonany przez elfy, który odnalazł w grocie trolli. Drugim natomiast był pierścień, dzięki któremu stawał się niewidzialny. Dzięki wspomnianemu magicznemu pierścieniowi, odnalezionemu przypadkiem w jaskini goblinów i Golluma, Bilbo decydował się na akty wręcz heroiczne. Będąc niewidzialnym stawiał czoła najbardziej przerażającym stworom, jakie w życiu widział. Z niektórymi przeciwnikami walczył nawet bez magicznego pierścienia na palcu:
Bilbo jednak przypomniał sobie, że ma u boku mieczyk, i dobył go z pochwy. Pająk odskoczył, a hobbit błyskawicznie przeciął więzy krępujące mu nogi. Z kolei sam zaatakował. Pająk najwidoczniej nigdy dotąd nie spotkał stworzenia uzbrojonego w tak groźne żądło; gdyby nie brak doświadczenia, umykałby z pewnością szybciej. Bilbo dopadł go, nim zniknął w ciemnościach, i rąbnął mieczem między oczy. Pająk jakby oszalał: zaczął podrygiwać, kręcić się, konwulsyjnie wywijać nogami, aż hobbit dobił go drugim ciosem i sam wyczerpany padł, tracąc na dłuższy czas przytomność”.

Czytelnikowi Bilbo dał się również poznać, jako wielki miłośnik przyrody. Leżało to z resztą w naturze hobbitów, żyjących przecież w pełnej harmonii z otoczeniem. Niejednokrotnie Baggins zachwycał się pięknem przyrody, nawet w miejscach, które na pierwszy rzut oka wydawały się być przerażającymi. Widać to doskonale we fragmencie, w którym Bilbo wspiął się na drzewo w Mrocznej Puszczy i przebił się przez gęste gałęzie i liście na światło słoneczne:
Kiedy wreszcie mógł otworzyć oczy, zobaczył wokół siebie morze ciemnej zieleni, tu i ówdzie falujące pod tchnieniem wiatru; wszędzie roiło się od motyli (…). Czas jakiś Bilbo przyglądał się «czarnym admirałom» i rozkoszował miłym powiewem muskającym mu włosy i twarz”.

Oczywiście niektórych cech jego charakteru nic nie było w stanie zmienić. Wielokrotnie śnił o swoim pięknym i cichym domku, za którym nieustannie tęsknił. Często też okazywał się być wygodnickim „mieszczuchem”, który przywykł do lepszego trybu życia: „Bilbo, zbyt osłabiony, by pomagać w tej pracy, a poza tym niezbyt zgrabny do oprawiania królików i dzielenia mięsa, odbierał je od rzeźnika już przygotowane i podawał kucharzom”. Hobbit zapytano o to, cóż może być piękniejszego od lotu na grzbiecie Orła, w myślach odpowiedział: „gorąca kąpiel, a potem dobre śniadanie w ogródku przed domem”.
         
Bilbo z czasem, głównie dzięki ciepłym słowom krasnoludów, sam zaczął wierzyć w drzemiący w nim potencjał:
Hobbit miał nie mniej rozumu niż szczęścia, a na dodatek jeszcze czarodziejski pierścień - trzy bardzo cenne skarby. Doprawdy, tak go obsypali pochwałami, iż Bilbo zaczął wierzyć, że mimo wszystko tkwi w nim żyłka zuchwałego poszukiwacza przygód; więcej jednak czułby w sobie męstwa, gdyby było co na ząb położyć”.

Ta ważna przemiana pozwoliła mu nabrać pewności siebie, a nawet stać się nieformalnym przywódcą wyprawy. Nawet dla Thorina stało się jasne, że to Bilbo jest spoiwem, które scala ze sobą całą grupę. Czasami jednak Baggins tracił wiarę we własne siły i „nie podobało mu się wcale, że wszyscy na niego jednego liczą, wolałby mieć Gandalfa u boku”.
Bohater wielokrotnie wykazywał się sprytem i pomysłowością, nie raz wybawiając kompanów z opresji. To on uwolnił krasnoludów z pajęczych sieci, to on wyciągnął ich z lochów leśnych elfów, to on skradł kluczyk do skarbca trolli, to także jemu zawdzięczali fakt, iż udało im się otworzyć tajne wejście do Samotnej Góry. Ponadto dzięki sprytowi Bilba zabicie strasznego Smauga stało się możliwe. To przecież hobbit sprowokował smoka do pokazania mu brzucha, nad którym dostrzegł jedyny odsłonięty fragment ciała poczwary.
Pomimo wszystkich heroicznych aktów, raz na jakiś czas odzywała się w nim jego Bagginsowska natura. Na przykład, kiedy skradał się do skarbca Smauga, w duchu myślał:
Teraz już wpadłeś po uszy, Bilbo Baggins. (…) Tamtej nocy, przyjmując krasnoludów w swoim domu, wdepnąłeś w tę historię, a dziś, żeby się z niej wydobyć, płacisz. Tam do licha, ależ głupiec był i jest z ciebie! - odezwała się najmniej Tukowa część jego istoty. - Daruję chętnie wszystkie skarby strzeżone przez smoka, niechby sobie na wieki zostały w podziemiu, bylebym ja obudził się i przekonał, że ten okropny tunel to po prostu mój własny pokój w moim własnym domu”.

W czasie przygody Bilbo nauczył się także bronić własnego zdania. Przestał być potulnym hobbitem, który wszystkim przytakiwał. Widać to doskonale, kiedy kłóci się krasnoludami pod Samotną Górą. Kompani robili Bagginsowi wymówki, gdy ten zbudził i rozgniewał smoka, wykradając jedynie mały puchar ze skarbca. Rozgniewany do czerwoności Bilbo nie wytrzymał i wykrzyczał wręcz:
Nie zostałem wynajęty do zabijania smoków, bo to jest robota dla wojaka, ale do kradzieży skarbów. Początek zrobiłem jak najlepszy. A wyście może oczekiwali, że wrócę galopkiem z całym skarbcem Throra na plecach? Jeśli komu wolno tu narzekać, to chyba tylko mnie. Powinniście zabrać na wyprawę nie jednego włamywacza, lecz pięciuset. Pewnie, że to bardzo ładnie świadczy o waszym dziadku, ale musicie przyznać, że niezbyt jasno przedstawiliście mi rozmiary jego majątku. Żeby wynieść wszystko, potrzebowałbym stu lat, a i to pod warunkiem, że ja byłbym pięćdziesiąt razy większy, niż jestem, a Smaug łagodny jak królik”.

Po tym płomiennym przemówieniu krasnoludy oczywiście przeprosiły hobbita, ponieważ nigdy nie widziały go tak rozgniewanego.
W pewnym momencie Bilbo wziął na siebie wielką odpowiedzialność. Hobbit osobiście postanowił zażegnać konflikt pomiędzy krasnoludami i ludźmi. Zdecydował się na oddanie Bardowi Arcyklejnotu, największego skarbu Thorina, by ten użył go jako karty przetargowej. Bohater zdawał sobie sprawę, że posunięcie to może całkowicie zniszczyć jego relacje z przyjacielem, ale jeszcze bardziej zależało mu na uniknięciu krwawej bitwy o coś tak błahego, jak złoto. Wykazał się wówczas wielką dojrzałością, którą docenił Gandalf.
         
Baggins udowodnił także, że w przeciwieństwie do krasnoludów, nie zależało mu na skarbach i bogactwach. Całkowicie zrzekł się swojej części złota i klejnotów uznając, że nie dadzą mu one szczęścia, a wręcz przeciwnie mogą ściągnąć na niego kłopoty:  
Jakżebym przewiózł skarb do swego kraju nie narażając się po drodze na walki i morderstwa? Nie mam też pojęcia, co zrobiłbym z nim w domu”.

Bilbo Baggins szczerze zaprzyjaźnił się z krasnoludami i Gandalfem podczas wspólnej podróży. Nie da się też nie zauważyć, że kompani równie wielką sympatią darzyli hobbita. Bilbo do tego stopnia zżył się z czarodziejem, że wręcz popłakał się, kiedy ten oznajmił wędrowcom, że musi ich opuścić. Baggins podobnie zareagował, kiedy dowiedział się o konaniu Thorina. Żegnając się z przyjacielem usłyszał od niego:
Więcej dobrego tkwi w tobie, niż sam się domyślasz, synu miłego Zachodu. Masz odwagę i rozum połączone ze sobą we właściwej mierze. Świat byłby weselszy, gdyby więcej jego mieszkańców tak jak ty ceniło dobre jadło, zabawę i śpiew wyżej niż górę złota”.

Po śmierci Thorina Bilbo płakał tak mocno, że oczy mu zapuchły, a głos zachrypł. Hobbit „miał poczciwe, czułe serce. Długi czas upłynął, nim po tych zdarzeniach odzyskał humor na tyle, by znów zdobyć się na jakiś żart”.
Bilo może być postrzegany jako klasyczny everyman odzwierciedlający wielki potencjał drzemiący w nas wszystkich. To przecież zwykła osoba, można powiedzieć. W dodatku niski wzrost, wiele słabości i bardzo prosta osobowość czynią z niego bardzo nietypowego bohatera. Jednak pomimo tego posiadał w sobie siłę, która czyniła go wielkim herosem. Po przeżyciu wielkiej przygody, wciąż był miłośnikiem częstych posiłków, porządku, poukładanego życia czy tytoniu. Jedyne, co się w nim zmieniło to to, że stał się znacznie bardziej pewny siebie i zdolny do brania odpowiedzialności za siebie i innych.
Czy jest on jednak typowym everymanem? Przecież nie był zwyczajnym hobbitem. Nie dość, że płynęła w jego żyłach krew podróżnika, to pomimo ponad pięćdziesiątki na karku wciąż był kawalerem, i to bardzo bogatym. Można więc uznać, że należał do wąskiego grona, elity, znajdował się nieco wyżej, niż przeciętni przedstawiciele jego gatunku.


Gandalf

Czarodziej jest najbardziej zagadkową postacią „Hobbita”. Ponadto to właśnie Gandalf jest inicjatorem całej fabuły, ponieważ z niewiadomych przyczyn uznał, że Bilbo Baggins będzie idealnym kandydatem do roli włamywacza. Przedtem czarodziej wręczył Thorinowi starą mapę wiodącą do Samotnej Góry i namówił go do wyruszenia w podróż do dawnej siedziby krasnoludów, gdzie stary smok strzegł wielkiego skarbu. Gandalf kilkakrotnie wybawił też wędrowców z opresji, zanim odłączył się od nich i podążył swoją drogą.

Obecność Gandalfa ma za zadanie nieustannie przypominać głównemu bohaterowi, że Śródziemie to o wiele większa, bardziej tajemnicza i mroczna kraina, niż mu się wydaje. Chociaż w rzeczywistości był potężnym czarodziejem, starał się raczej ukrywać swoje umiejętności. Podobnie czynił ze swoimi intencjami i motywami działania – nigdy nie wyjawił, dlaczego zdecydował się pomóc Thorinowi w odzyskaniu rodzinnego skarbu, czy też dlaczego wyznaczył Bilba na czternastego członka drużyny wędrowców.  

Wyglądem czarodziej nie różnił się niemal niczym od zwykłego starca:
Nic więc nie podejrzewał Bilbo, gdy owego ranka zobaczył małego staruszka w wysokim, spiczastym, niebieskim kapeluszu, w długim szarym płaszczu przepasanym srebrną szarfą, z długą siwą brodą sięgającą poniżej pasa, obutego w ogromne czarne buty. (…) Gandalf jednak spojrzał na niego spod bujnych, krzaczastych brwi, które sterczały aż poza szerokie rondo kapelusza”.

Była to jednak jedna z jego sztuczek – potrafił idealnie się maskować, ukrywać. Pod sam koniec powieści Bilbo ponownie spotkał Gandalfa, lecz znów go nie poznał, gdyż miał na sobie ciemny płaszcz.  
Gandalf był wielkim miłośnikiem hobbitów, z którymi przyjaźnił się od wielu, wielu lat. Uważał ich za wspaniałe stworzenia, a szczególnie upodobał sobie rodzinę Tuków: „Nie przechodził drogą pod Pagórkiem od bardzo dawna, a mianowicie od śmierci swego przyjaciela, Starego Tuka, toteż hobbici niemal zapomnieli, jak wygląda. Małe hobbity i hobbitki zdążyły podorastać przez czas, gdy Gandalf bawił w sobie wiadomych sprawach daleko za Pagórkiem i po drugiej stronie Wody”.  

Bilbo wiele o nim słyszał od swojej matki, Belladonny. I chociaż Gandalf uchodził za wielkiego i potężnego czarodzieja, Baggins kojarzył go wyłącznie z drobnymi, acz efektownymi, magicznymi sztuczkami:
Czyżby ten sam wędrowny czarodziej, który Staremu Tukowi podarował magiczne brylantowe spinki, co to same się zapinały, a odpinały tylko na rozkaz? (…) Ten Gandalf może, który puszczał takie nadzwyczajne, wspaniałe ognie sztuczne?”.

Również czytelnik poznaje moc czarodzieja głównie poprzez drobne sztuczki, takie jak puszczanie kolorowych kółek z dymu tytoniowego czy rozświecania ciemności za pomocą laski. Jednak o prawdziwej sile Gandalfa przekonujemy się, kiedy wędrowcy wpadają w prawdziwe tarapaty w jaskini Goblinów:
Lecz w tejże chwili wszystkie światła zgasły w pieczarze, a ogromne ognisko - paf! - wystrzeliło słupem rozżarzonego, sinego dymu pod sklepienie, rozsypując deszcz piekących, białych iskier pomiędzy gobliny. Jaki wtedy rozległ się pisk, skrzek, harkot i szwargot, wycie, jęki i klątwy, krzyk i wrzask - nie da się opisać. (…) Skry wypalały dziury w skórze potworów, a dym, opadając spod stropu, tak wypełnił powietrze, że nawet oczy goblinów nie mogły przeniknąć ciemności. (…) Nagle jeden miecz błysnął własnym światłem. Bilbo ujrzał ostrze przeszywające Wielkiego Goblina, który stał osłupiały posród rozszalałego tłumu”.

W taki sposób Gandalf rozprawił się z Wielkim Goblinem, wybawiając kompanów z opresji.

Czarodziej posiadał dwa oblicza. Pierwsze było niezwykle przyjazne, dobrotliwe i życzliwe. Przekonujemy się o tym już na samym początku powieści, kiedy odwiedza Bilba, doskonale się przy tym bawiąc. Gandalfa szczerze śmieszyło zachowanie tchórzliwego nieco Bagginsa. Wyraźnie darzył hobbita wielką sympatią, głównie ze względu na jego przodków. Wyczuwał drzemiący w Bilbie potencjał, którego nikt, włącznie z samym hobbitem, nie dostrzegał. Z drugiej jednak strony potrafił być srogi i groźny, zwłaszcza, jeśli ktoś postępował wbrew jego woli lub otwarcie mu się sprzeciwiał. Widzimy to podczas wieczerzy, kiedy krasnoludy krytykowały go za wybór Bagginsa jako piętnastego członka wyprawy:
Domagaliście się, żebym znalazł czternastego uczestnika wyprawy, no i wybrałem pana Bagginsa. Jeżeli ktoś uważa, że wybrałem niewłaściwą osobę i niewłaściwe miejsce, proszę bardzo, ruszajcie w trzynastu, narażajcie się na pecha, skoro wam się podoba, albo wracajcie do kopalni węgla”.

Potrafił także przybrać srogi wygląd, który budził respekt u kompanów:
Spojrzał tak gniewnie na Gloina, że krasnolud aż skulił się w fotelu; a gdy Bilbo otworzył usta, żeby zadać jakieś pytanie, Gandalf obrócił się nachmurzony i zjeżył krzaczaste brwi tak, że hobbit prędko zamknął usta, aż klasnęły”.

Tym, co najlepiej charakteryzowało czarodzieja, była jego mądrość. Nikt nie ważył się nawet podważać posiadanej przez niego wiedzy. Gandalf znał się niemal na wszystkim. Wiedział wszystko o rasach Śródziemia, o ich obyczajach, znał wiele języków, interesował się historią, a jako wędrowiec osobiście przemierzył niemal całą krainę. Z wiekiem posiadł zdolność przewidywania przyszłości, choć ciężko nazwać to zdolnością, a raczej instynktem. Gandalf przepowiedział wiele wydarzeń, które faktycznie miały później miejsce. Czarodziej sam wierzył swoim przekonaniom i zdawał sobie sprawę, że tak samo robią inni:
Skoro ja wam powiadam, że jest włamywaczem, to znaczy że jest albo w swoim czasie będzie z niego włamywacz. Coś więcej tkwi w tym hobbicie, niż wam się wydaje, kto wie, może też o wiele więcej, niż on sam przypuszcza. Może dożyjecie tego, że mi jeszcze podziękujecie”.

Gandalf zdawał sobie sprawę z tego, że inni bezgranicznie mu ufają, lecz nie spowodowało to u niego przekonania, że jest nieomylny. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w jego rękach spoczywa wielka odpowiedzialność:
Krasnoludy od wielu lat nie chodziły tymi drogami, ale Gandalf miał je świeżo w pamięci, wiedział jak rozpleniło się wszelkie zło i groza na pustkowiu, odkąd smoki wygnały stąd ludzi, a gobliny rozpanoszyły się pod ziemią po obrabowaniu kopalni Morii. Nawet najlepsze plany mądrych czarodziejów, jak Gandalf, i życzliwych przyjaciół, jak Elrond, zawodzą niekiedy, gdy odważysz się na niebezpieczną przygodę na rubieżach Pustkowia. Gandalf był zbyt mądrym czarodziejem, aby tego nie wiedzieć”.

Ponadto czarodziej nigdy nie dążył do tego, by go udowodnić komuś, że jest od niego lepszy, potężniejszy. Wręcz przeciwnie, często ustępował w cień, aby to inni mogli zabłysnąć i interweniował tylko wtedy, gdy było to konieczne. Starał się wykorzystywać swoje umiejętności do niesienia pomocy kompanom: „Gandalf miał głowę na karku, a chociaż i on nie umiał zrobić wszystkiego, mógł dokonać wiele dla przyjaciół w ciężkiej potrzebie”. Bohater specjalizował się w czarowaniu ogniem i światłem.
Czarodziej dał się również poznać jako wielki przyjaciel większości ludów Śródziemia. Doskonale znały go elfy, z którymi od wielu lat się przyjaźnił. Gandalf był mile przez Wielkie Orły: „Czarodziej, jak się zdawało, znał się trochę z Wodzem Orłów, a nawet był z nim w dość przyjaznych stosunkach. Rzeczywiście Gandalf, często włócząc się po górach, oddał kiedyś przysługę orłom i wyleczył ich władcę z rany zadanej strzałą z łuku”. Ponadto był szanowany przez leśne hobbitów, elfy, krasnoludy czy ludzi. Znał również mowę wargów, ohydnych wilków. Był doskonałym przewodnikiem po Śródziemiu, często podkreślając starą prawdę, że zbaczając ze szlaku można natknąć się na śmierć.
Gandalf zupełnie nie interesował się skarbem krasnoludów. Wyruszył w podróż tylko dlatego, że było mu to po drodze. W pewnym momencie, gdy wędrowcy dotarli do Mrocznej Puszczy, oznajmił, że muszą się rozdzielić, ponieważ wzywają go ważne sprawy. Udowodnił tym samym, iż zawsze kieruje się dobrem ogółu, a nie własnym. Zamiast udać się z Thorinem po złoto, Gandalf zmierzał na południe, gdzie miał uczestniczyć w wielkiej naradzie dobrych czarodziejów, mędrców białej magii, którzy postawili sobie za zadanie przepędzić Czarnoksiężnika z mrocznej fortecy na skraju Puszczy. Wydarzenie to miało wspaniałe rezultaty, ponieważ w lasach pojawiło się czyste powietrze, co przepędziło złe gobliny i umożliwiło powrót ludzi na te tereny.  
Swoją mądrością i dobrocią Gandalf zdecydowanie przewyższa pozostałych bohaterów „Hobbita”, przez co wydaje się być niemal istotą boską. Nadrzędnym celem jego życia jest przeciwstawianie się złu. Przez czytelników fantasy na całym świecie może być postrzegany jako stereotypowy czarodziej, lecz jego postać to coś więcej niż zaklęcia i biała magia. Gandalf zawiera w sobie nadludzką mądrość, dzięki której czytelnik ma przekonanie, iż czarodziej wie lepiej, co się dzieje dookoła.

*****


Thorin Dębowa Tarcza

Najlepiej postać tą charakteryzują słowa: „Był bardzo dostojnym krasnoludem”. Przede wszystkim jednak doskonale uosabiał wszystkie cechy swojej rasy, czyli odwagę, dumę, upór, wzniosłość, a także pazerność na złoto. Dębowa Tarcza wywodził się z klanu o wielkich tradycjach, których był kontynuatorem: „Jestem Thorin, syn Thraina, a wnuk Throra, Króla spod Góry!”, mawiał. Formalnie to on sprawował władzę nad pozostałymi krasnoludami, był także przywódcą całej wyprawy pod Samotną Górę, co przejawiało się między innymi w słowach narratora, który określał piętnastkę wędrowców mianem „kompanii Thorina”.

Czytelnik poznaje tego dostojnego krasnoluda w zabawnych okolicznościach, kiedy przewrócił się u progu domku Bilba:
(…) był to nie kto inny, lecz sławny Thorin Dębowa Tarcza we własnej osobie, zgoła w tym momencie nie zachwycony, że przydarzyło mu się paść plackiem w sieni Bilbo, z Bifurem, Bofurem i Bomburem na grzbiecie. Na dobitkę grubas Bombur był bardzo ciężki”.

Mimo wszystko, bohater szybko zyskuje poważanie czytelnika, ponieważ różnił się on nieco wyglądem od pozostałych krasnoludów: „Powiesili na kołkach dwa kaptury żółte i jeden jasnozielony oraz czwarty: błękitny z długim srebrnym chwastem. Błękitny kaptur należał do Thorina, ogromnego, dostojnego krasnoluda”.  
Już podczas wieczerzy Bilbo przekonał się, że Thorin posiadał władzę nad krasnoludami. Mógł im rozkazywać, na przykład by pomogli hobbitowi sprzątać, podczas gdy sam siedział wygodnie w fotelu i rozprawiał z Gandalfem o wyprawie. Właściwie jego przywództwo ograniczało się do wydawania co jakiś czas prostych komend. Chociaż był spadkobiercą wielkich tradycji, to nie sprawiał wrażenia duchowego przywódcy. Pozostałe krasnoludy wypełniały jego polecenia bardziej z przyzwyczajenia niż z poczucia szacunku. Dopiero na sam koniec powieści, kiedy dowodzony przez niego oddział włączył się w bitwę Pięciu Armii, Throin dowiódł, że należał mu się tytuł Króla spod Góry. Wówczas dał przykład wielkiej odwagi, kiedy zapomniał o sporach o złoto i ruszył na pomoc wojskom ludzi i leśnych elfów przeciwko goblinom.  

Zanim jednak do tego doszło Dębowa Tarcza dał się poznać czytelnikowi głównie jako ktoś zupełnie opętany żądzą zemsty i bogactwa. Oczywiście Thorin miał inne, sympatyczne i przyjazne oblicze, a nawet artystyczne. Udowodnił to podczas wieczerzy w domu hobbita:
Przytaszczyli (…) dwie ogromne wiolonczele, większe niemal od nich samych, oraz harfę Thorina w zielonym pokrowcu. Była to piękna złota harfa, a gdy Thorin dotknął strun, natychmiast zabrzmiała muzyka tak niespodziana i słodka, że Bilbo zapomniał o wszystkim i wyobraźnia przeniosła go daleko, w tajemnicze krainy, nad którymi świecą dziwne księżyce, daleko za Wodę, daleko od hobbickiej norki pod Pagórkiem”

Thorin wiele uwagi przywiązywał do przemówień, które dawał często i chętnie. Potrafił pięknie i doniośle posługiwać się językiem, czego przykładem może być jego wypowiedź po dotarciu pod Samotną Górę:
Oto wybiła godzina szanownego pana Bagginsa, który okazał się cennym przyjacielem w ciągu całej długiej podróży, jako hobbit - nadspodziewanie na swój wzrost - wielki męstwem, niewyczerpany w pomysłach, a także, pozwolę sobie rzec, obdarzony nad zwykłą miarę szczęściem w przygodach. Wybiła tedy godzina, by pan Baggins wypełnił zadanie, do którego zobowiązaliśmy go, zabierając z sobą na tę wyprawę, i przyszedł czas, by zarobił na obiecane wynagrodzenie”.

Jest to tylko początek przemówienia, które poza piękną formą nic nie wnosiło, o czym mówi sam narrator zwracając się bezpośrednio do czytelników: „Znacie już styl, jakim Thorin zwykł przemawiać w doniosłych chwilach, nie będę więc przytaczał dalszego ciągu jego mowy, chociaż wygłaszał ją jeszcze dość długo w tym samym duchu”.

Głównym motywem działania Throina było nie tylko typowe dla jego rasy pożądanie złota, ale i chęć zemsty na smoku, który przed laty wypędził jego i jego przodków z Samotnej Góry. Zarówno wizja wzbogacenia się, a także chęć wymierzania dziejowej sprawiedliwości to największe dla niego największe motory napędowe:
„(…) nie ma takiej rzeczy, na którą by się krasnolud nie odważył, kiedy chce pomścić swoją krzywdę lub odzyskać mienie”.

Z biegiem wydarzeń, kiedy wędrowcy coraz bardziej zaczęli zbliżać się do Samotnej Góry, Thorin wyraźnie zaczął się zmieniać na gorsze. Krasnolud wydawał się popadać w obłęd spowodowany nieograniczoną żądzą złota. Dębowa Tarcza nabierał też niebezpiecznej pewności siebie, która mogła przecież zgubić jego i całą kompanię:
„Po tygodniu wszyscy wrócili całkowicie do zdrowia i przechadzali się dumnie w nowych ubraniach z cienkiego sukna, każdy w swojej barwie, a brody mieli pięknie przystrzyżone i uczesane. Thorin tak wyglądał i tak się zachowywał, jak gdyby już odwojował swoje królestwo i posiekał Smauga na drobne kawałki”.
         
Apogeum przemiany Thorina był moment, kiedy dowiedział się, iż Bilbo wydał ludziom, a co gorsza także elfom, których krasnale nigdy nie lubiły, Arcyklejnot – największy skarb Samotnej Góry. Wówczas Dębowa Tarcza wpadł w szał i rzucił się na hobbita, któremu wielokrotnie mówił wcześniej, że uważa go za swojego wielkiego przyjaciela. Wówczas nawet Gandalfa uznał za zdrajcę i spiskowca. Uważał, że wszyscy knuli przeciwko niemu i zamierzali okraść go ze skarbu. Dopiero po dłuższym czasie ochłonął i zrozumiał, jak wielki błąd popełnił.

Uwagę czytelnika z pewnością zwróciła interesująca relacja pomiędzy Throinem a Bilbem. Początkowo krasnolud nie uważał Bagginsa za właściwego kompana. Wielokrotnie sprzeciwiał się Gandalfowi twierdząc, że hobbit nie nadaje się na włamywacze. Jednak z biegiem wydarzeń, kiedy okazało się, że Bilbo posiada wielki potencjał, Dębowa Tarcza zmienił o nim zdanie. Wielokrotnie dziękował mu za wybawienie go i jego podwładnych z opresji:
Na honor! – (…) Gandalf, jak zwykle, powiedział prawdę. Okazałeś się w potrzebie znakomitym włamywaczem. Cokolwiek się odtąd zdarzy, będziemy już zawsze do twych usług”.

Między bohaterami narodziła się prawdziwa przyjaźń, którą zakłóciły jednak wydarzenia spod Samotnej Góry. Wspomniana wcześniej kłótnia pomiędzy Throinem a Bilbem na moment zachwiała ich przyjaźnią, jednak na łożu śmierci Dębowa Tarcza błagał o przebaczenie:
Żegnaj, zacny złodzieju (…) Odchodzę do wielkiego domu, by zasiąść wśród przodków i oczekiwać, aż świat się odrodzi. Porzucam srebro i złoto idąc do krainy, gdzie te skarby nie mają wartości, chcę tedy rozstać się z tobą w przyjaźni i dlatego odwołuję wszystko, co powiedziałem i uczyniłem tam, u Głównej Bramy”.

Tuż przed śmiercią Throinowi udało się uzyskać prawdziwy szacunek krasnoludów i zasłużyć sobie na miano ich przywódcy. Dlatego też urządzono mu iście królewski pogrzeb:
Pochowano Thorina głęboko pod Górą, a Bard położył zmarłemu Arcyklejnot na piersi. - Niech tu leży, póki ta Góra się nie zapadnie - rzekł - i niech tym, którzy tu osiądą, przynosi zawsze szczęście. Król elfów złożył na grobie Orkrista, miecz przez elfy ongi wykuty, a odebrany Thorinowi, gdy był więźniem w lesie. Pieśń mówi, że Orkrist rozbłyskiwał w ciemnościach, ilekroć do Góry zbliżał się wróg, tak że nikt odtąd twierdzy krasnoludów nie mógł zaskoczyć znienacka”.

*****


Gollum


Gollum – to napotkane przez Bilba stworzenie, które zamieszkiwało głęboką jaskinię Gór Mglistych. Postać ta charakteryzowała się niespotykanym wyglądem i zachowaniem. Zarówno pierwsze, jak i drugie, zostało ukształtowane, a raczej zdeformowane, przez lata spędzone w ciemnościach, chłodzie i wilgoci.

Posłuchajmy, co narrator ma nam do powiedzenia o tej dziwacznej istocie:
W głębi podziemi nad czarną wodą mieszkał stary Gollum. Nie wiem, skąd się tutaj wziął ani też kim czy może czym był naprawdę. Nazywał się Gollum i był cały czarny jak noc, z wyjątkiem oczu, wielkich, okrągłych i wypełzłych. Miał łódź i pływał nią bezszelestnie po jeziorze - bo to było jezioro, rozległe i głębokie, i lodowato zimne. Wiosłował wielkimi stopami, zwieszając je po obu stronach łodzi, ale woda nigdy przy tym nawet nie plusnęła. Taką sztukę znał Gollum. Bladymi, wielkimi jak latarnie oczyma wypatrywał ślepych ryb i wyławiał je błyskawicznym ruchem długich palców. Mięso także lubił. Gobliny, jeśli udało mu się którego schwycić, bardzo mu smakowały, ale musiał uważać, by nie dowiedziały się o jego istnieniu. Mógł więc tylko czasem, zaszedłszy od tyłu, zdusić śmiałka, który samotnie zapuścił się nad jezioro, gdy Gollum polował przy brzegu”.

Życie w ciemnościach i samotności doprowadziło go do dziwnego stanu psychicznego, w którym rozmawiał sam ze sobą. Czynił to używając dziwnej, zniekształconej mowy, czego przykładem może być jego pierwsza wypowiedź: „Co za szczęście, co za szansa, mój ssskarbie! Smaczny kąsssek widzimy, będzie co na zzząb położyć, glum, glum! - A mówiąc «glum, glum» przełknął z okropnym gulgotem ślinkę”. Właśnie od tego charakterystycznego dźwięku pochodziło jego imię, lecz on nigdy go nie używał. Zamiast „Gollum”, zawsze zwracał się do siebie: „mój ssskarbie”.
Pomimo sympatii narratora dla tego smutnego i samotnego stworzenia, jaką łatwo da się wyczuć, Gollum stanowił realne zagrożenie dla Bilba. Mieszkaniec jaskini skrycie planował nawet zabicie hobbita i zjedzenie go. Na szczęście, Baggins wygrał z nim pojedynek na zagadki, przez co uniknął tego smutnego losu. Gollum jednak nie był na tyle honorowy, by oprzeć się pokusie schrupania pulchnego hobbita. Bilbo zdołał uciec posługując się największym skarbem Golluma, magicznym pierścieniem.
Przez lata życia w samotności bohater ten zbierał różnego rodzaju przedmioty. W większości były to obrzydliwe rupiecie i śmieci, „lecz między nimi jedną, jedyną piękną, bardzo piękną, bardzo cudowną rzecz: pierścień, złoty, bezcenny pierścień”. To właśnie ten, należący do Golluma, pierścień odnalazł Bilbo i dzięki niemu mógł stawać się niewidzialnym.

*****


Smaug

Smaug – to imię wielkiego, starego smoka, który w powieści pełni rolę głównego „czarnego charakteru”. Smaug był wyjątkowo podłym przedstawicielem swojego gatunku, który i tak nie cieszył się dobrą sławą: „Smoki wcale nie odróżniają pięknej roboty od partactwa, chociaż dobrze się zazwyczaj znają na rynkowej cenie przedmiotów. Same też nic nie potrafią zrobić, nie umieją nawet zreperować obluzowanej łuski na własnym pancerzu. W owych czasach na północy żyło wiele smoków, złoto zaś stało się zapewne rzadkością, kiedy krasnoludy zbiegły na południe lub wyginęły, a smoki szerzyły coraz gorsze nieszczęścia i spustoszenia. Szczególnie chciwy, silny i zły był gad imieniem Smaug”.
Skarby, a zwłaszcza pokłady złota, od zawsze przyciągały uwagę smoków. Nie inaczej było ze Smaugiem, który pewnego razu napadł na Samotną Górę, wypędzając z niej, lub mordując, jej prawowitych mieszkańców – krasnoludów. Od tamtej pory pilnie strzegł swojego skarbu, co jakiś czas powiększając go o kolejne bogactwa zdobyte podczas wypraw do okolicznych miast i miasteczek. Co więcej, czasami wymykał się nocą z Samotnej Góry i wyruszał na łowy. Jego przysmakiem były zwłaszcza młode dziewczęta. Dlatego też Smaug był równie nienawidzony przez krasnoludy, jak i ludzi.  

Zemszczenie się na smoku było bodajże najważniejszym celem całej wyprawy głównych bohaterów. Historie o gadzie przerażały Bilba, lecz prawdziwy strach poczuł dopiero, gdy stanął z nim oko w oko. Hobbit ujrzał wówczas, jak wielkim i strasznym stworzeniem był Smaug:
Oto leży tu olbrzymi, czerwonozłocisty smok, pogrążony w głębokim śnie; z paszczy i z nozdrzy dobywa się pomruk i kłęby dymu, lecz podczas snu potwora ogień ledwie się tli w jego wnętrznościach. Pod nim, nakryte jego cielskiem i wielkim zwiniętym ogonem, a także wszędzie dokoła rozsypane po ziemi i ginące w ciemnościach, piętrzą się niezliczone drogocenne przedmioty, złoto surowe i kute, rzadkie kamienie i klejnoty, srebro czerwieniejące w rdzawym świetle. Smaug leżał ze złożonymi skrzydłami niby ogromny nietoperz, obrócony trochę bokiem, tak że hobbit widział jego ciało od spodu: długi, blady brzuch oprószony drogimi kamieniami i okruchami złota, które wbiły mu się w skórę od stałego wylegiwania się na tym łożu bogactw”.

Jeszcze większe przerażenie budził widok smoka w pełnej okazałości, kiedy wyleciał niespodziewanie z Samotnej Góry: „Smaug wypełzł z legowiska ukradkiem, cicho wzbił się w powietrze, w ciemnościach pożeglował ciężko, wolno, niby potworny kruk”.
Nie tylko jego wygląd był przerażający, ale także przesiąknięta złem osobowość: „Miał złe, nikczemne serce (…)”. Smaug pałał nienawiścią do każdego, kto choć na kilometr zbliżył się do jego skarbu. Doskonale znał stan swoich bogactw, co udowodnił kiedy natychmiast zorientował się, że brakuje jednego złotego pucharu, który wcześniej po cichu wykradł Bilbo.
Stary Smaug był także bardzo próżny, z resztą jak wszystkie smoki. Uwielbiał, kiedy prawiono mu komplementy. Doskonale wiedział o tym Bilbo i wykorzystał to, by przyjrzeć się bruzdowi gada. Wówczas odnalazł na jego ciele jedyny słaby punkt, miejsce nie osłonięte twardym pancerzem, znajdujące się tuż pod lewą piersią gada.  

Poza próżnością smok charakteryzował się także wielką butą, pewnością siebie i okrutnością, co udowodnił mówiąc:
"Zabijam, kogo chcę i gdzie chcę, a nikt mi nie śmie stawiać oporu. Pokonałem rycerzy dawnych czasów, dziś nie ma już takich wojowników na świecie. A przecież byłem wtedy młody i wątły. Teraz jestem stary i silny, silny, silny (…). Moja zbroja warta jest dziesięciu tarcz, zęby służa mi za miecze, pazury - za włócznie, cios mojego ogona to grom, skrzydła niosą huragan, a mój dech – śmierć!”.

Faktycznie był stworzeniem tak potężnym, że przez wiele lat nikt nie śmiał nawet stawić mu czoła. Jednak dzięki odkryciu Bilba, Bard zdołał jednym celnym strzałem pozbawić smoka życia (wieść o słabym punkcie Smauga przekazał człowiekowi drozd, który z kolei podsłuchał Bagginsa dzielącego się tą informacją z krasnoludami).
W dawnych przekazach i baśniach smoki przedstawiane były jako symbol pożądania złota, chciwości i zła (zepsucia), jakie może nieść ze sobą bogactwo. Tolkien wyraźnie zaczerpnął z tych wzorców przy tworzeniu postaci Smauga. Co więcej, autor „Hobbita” nazwał zjawisko korupcji czy zepsucia człowieka pod wpływem bogactwa „smoczą chorobą” (uległ jej Władca Esgaroth, który zginął samotnie na pustkowiu po tym, jak uciekł ze skradzionym złotem.

*****


Beorn

Beorn – był wielkim siłaczem, który posiadał wspaniałą zdolność – potrafił „zmieniać skórę”. W żadnym wypadku nie był kuśnierzem, lecz człowiekiem, który potrafił zmienić się w ogromnego czarnego niedźwiedzia.

Gandalf darzył go wielkim szacunkiem i wiele o nim wiedział od swojego krewniaka Radagasta, z którym Beorn się przyjaźnił. Czarodziej przytoczył hobbitowi i krasnalom pogłoski, jakie słyszał o pochodzeniu tego niezwykłego człowieka:
Niektórzy twierdzą, że Beorn jest niedźwiedziem, potomkiem dawnych wielkich niedźwiedzi, które żyły w górach, nim zjawili się tam olbrzymi. Inni mówią, że jest człowiekiem, potomkiem pierwszych ludzi, którzy tu mieszkali, zanim Smaug oraz inne smoki przybyły w te strony, a gobliny osiadły w tych górach, zbiegłszy z północy”.

Najważniejszą cechę Berona był jego stosunek do natury. Bohater ten żył w wielkiej harmonii z przyrodą, czuł się jej częścią. Zamieszkiwał głęboko w lesie, posiadał wielką pasiekę, hodował bydło i konie. Najważniejsze jednak wydaje się być to, że potrafił rozmawiać ze swoimi zwierzętami. Nigdy nie jadał mięsa, racząc się takimi przysmakami jak miód czy śmietana. Często, jako niedźwiedź, wędrował po puszczy doglądając, czy żadnemu ze zwierząt nie dzieje się krzywda. Za wszelką cenę starał się stronić od ludzi i nie podejmować gości. Ku zdziwieniu krasnoludów Beorn w ogóle nie interesował się skarbami. Co więcej, w jego domu nie było niczego wykonanego ze złota lub srebra.

Jego wygląd sprawiał, że wędrowcy zazwyczaj uciekali, kiedy stanęli na jego drodze:
Tuż obok stał olbrzymi mężczyzna; miał bujną, czarną czuprynę i gęstą, długą, czarną brodę, ramiona i łydki nagie, z węzłami potężnych mięśni wyraźnie zarysowanymi pod skórą. Ubrany był w wełnianą bluzę sięgającą do kolan i wspierał się na ogromnym toporze”.

Bohater był tak postawnym mężczyzną, że Bilbo „mógłby bez trudu, nie schylając głowy, przemknąć między nogami Beorna i nawet nie musnąłby go rąbek jego brunatnej bluzy”. Zdecydowanie przewyższał także Gandalfa.
Jednak mimo groźnego wyglądu i niechętnego nastawienia, Beorn posiadał wielkie i dobre serce. Jak już wcześniej wspomniano, nie przepadał za gośćmi, a tym czasem jednego popołudnia przyjął do swojego domu aż piętnastkę wędrowców! Stało się to co prawda dzięki sprytnemu planowi Gandalfa, który co jakiś czas zapowiadał dwójkę kolejnych krasnali, lecz Beorn i tak okazał się być wspaniałym gospodarzem. Jednak jeśli ktoś zalazł mu za skórę to musiał pamiętać, że „Beorn był straszliwy dla wrogów”.

Człowiek-niedźwiedź odegrał ważną rolę w powieści nie tylko dlatego, że ugościł głównych bohaterów, lecz dlatego, iż pojawił się niespodziewanie pod Samotną Górą podczas bitwy Pięciu Armii. Przybycie Beorna okazało się być zbawienne w skutkach, ponieważ to dzięki niemu bitwa została rozstrzygnięta po myśli ludzi, elfów i krasnoludów:  
Przybył sam, w skórze niedźwiedzia, lecz zdawało się, że urósł w bojowym szale na olbrzyma. Głos jego rozbrzmiewał niczym werbel i huk dział; olbrzymi niedźwiedź usuwał ze swej drogi wilki i gobliny niby piórka. Natarł na nie od tyłu i jak grom przedarł krąg oblegających. (…) natarł na gobliny ze zdwojoną furią, tak że nikt nie mógł mu się oprzeć, a żaden oręż się go nie imał. Rozproszył gwardię, a samego Bolga powalił i zmiażdżył”.

Tak wspaniałego człowieka, jakim bez wątpienia był Beorn, czekała równie wspaniała przyszłość. W kilka lat po wielkiej bitwie Pięciu Armii, a także po przepędzeniu złego Czarownika z Mrocznej Puszczy, bohater został mianowany władcą terytorium pomiędzy Mglistymi Górami a Puszczą. Świetlana przyszłość rysowała się także przed jego potomkami:
Podobno przez wiele pokoleń mężczyźni z jego rodu zachowali moc przemieniania się w niedźwiedzia; trafiali się wprawdzie wśród nich ludzie srodzy i źli, większość jednak miała serca zacne jak sam Beorn, jakkolwiek żaden nie dorywnywał mu wzrostem ani siłą. Za panowania tego rodu resztki goblinów przepędzono z Gór Mglistych i nowy pokój nastał na kresach Dzikiego Kraju”.

*****


Bard

Bard – bohater ten jest najszlachetniejszym przedstawicielem rasy ludzkiej w powieści. Wywodził się z królewskiego rodu, jego przodkowie zbudowali i rządzili miastem Dal, które ze względu na swoje bliskie położenie względem Samotnej Góry zostało spustoszone przez Smauga.

Ta ważna postać pojawia się dość późno w powieści, bo dopiero wówczas, gdy smok atakuje Esgaroth:
(…) wśród płonących domów jeden oddział łuczników trwał jescze na stanowisku. Ich dowódcą był Bard, człowiek o ponurym głosie i ponurej twarzy, ten, któremu przyjaciele wyrzucali, że prorokuje powodzie i pomór ryb, lecz którego szanowali za uczciwość i męstwo. Bard był potomkiem - choć w odległym pokoleniu – Giriona, bo małżonka władcy Dali ocalała z klęski przed laty, uciekłszy z dzieckiem w dół Bystrej Rzeki. Tej więc nocy Bard strzelał ze swego olbrzymiego cisowego łuku, póki nie pozostała mu ostatnia już strzała. Pożar otaczał go z bliska, towarzysze opuszczali dowódcę jeden po drugim. Po raz ostatni Bard napiął łuk”.

Bard stał na czele obrony miasta i to właśnie jemu udało się zgładzić poczwarę. Uczynił to dzięki podpowiedzi drozda, który wyjawił mu sekret słabego punktu smoka (ptak poznał go podsłuchując rozmowę Bilba i krasnoludów pod Samotną Górą). Bard ostatnią strzałą ugodził Smauga w nieopancerzone miejsce tuż pod lewą piersią.
Po tym heroicznym wyczynie mieszkańcy Esgaroth domagali się, by bohater został koronowany na króla. Jednak władca miasta, który za nic w świecie nie zamierzał oddawać władzy, zaproponował: „Niech król Bard obejmie znów swoje własne królestwo, Dal jest wolna dzięki jego męstwu i nic nie stoi na przeszkodzie, by tam powrócił”. Jednak Bardowi nie chodziło o posiadanie władzy, a o sprawiedliwość. Zaproponował wyprawę pod Samotną Górę, by tam odzyskać skradzione przez Smoka złoto i wykorzystać je do odbudowy dawnej świetności Dali i Esgaroth. Bard wykazał się także wielkim rozsądkiem i mądrością, kiedy zamiast ruszyć samotnie po skarby, poprosił o pomoc króla leśnych elfów, który zapewnił mieszkańcom miasta zapasy żywności po tym, jak cała osada została zniszczona przez Smauga.  

O tym, że Bard pod każdym względem znacznie przewyższał władcę miasta, zapewniał kruk Roak, który radził Thorinowi i jego drużynie:
Jeśli chcecie posłyszeć moja radę, ufajcie nie władcy Miasta na Jeziorze, lecz raczej temu człowiekowi, który strzałą z łuku zabił smoka. To Bard z rodu Giriona, pana doliny Dal, mąż ponury, lecz uczciwy. Po długich wiekach nieszczęść doczekamy się znów pokoju między krasnoludami, ludźmi i elfami”.

Widzimy zatem, że ewentualne dojście Barda do tronu będzie miało wspaniałe skutki dla wszystkich ras.
Słowa kruka okazały się być proroczymi. Po bitwie Pięciu Armii, Bard otrzymał swoją część skarbu, która prawomocnie należała się jego przodkom. Szybko odbudował Dal „i mnóstwo ludzi znad Jeziora, z zachodu i południa skupiło się przy nim, dolina zaś, znów uprawna, rozkwitła dostatkiem; spustoszoną okolicę teraz wypełniały wiosną kwiaty i świergot ptasi, a jesienią - owoce i gwar zabaw. (…) Między elfami, krasnoludami i ludźmi w całej tej okolicy panowała zgoda”.

*****


Władca Miasta na Jeziorze

Władca Miasta na Jeziorze – to drugi, obok Barda, najważniejszy przedstawiciel ludzkiej rasy w „Hobbicie”, jednak stanowi on całkowite przeciwieństwo mężnego bohatera, który pokonał wielkiego Smauga.
Właściwie to niewiele o nim wiadomo. W powieści ani razu nie pada nawet jego imię. Czytelnik jednak szybko zdaje sobie sprawę z tego, jakim jest on typem człowieka. Sposób, w jaki sprawował władzę, dziś można by określić mianem populizmu, czyli kierowaniu się gustami podwładnych. Podejmował zatem tylko takie decyzje, które przysparzały mu sympatii ze strony ludu, czym zaskarbiał sobie jego przychylność i pewność zachowania stanowiska. Polityk jego miary nie był zdolny do prawdziwego rządzenia, do wprowadzania zamian na lepsze, do kierowania ludźmi. Zamiast tego wolał wykonywać to, czego domagało się społeczeństwo, w zamian za stanowisko i wiążące się z nim przywileje.

Przybycie do miasta Thorina i jego drużyny oznaczało dla niego poważne kłopoty, ponieważ stara przepowiednia głosiła, że wraz z krasnoludami powróci król. Ludzie z wielkim entuzjazmem przyjęli więc gości, którzy zwiastowali powrót wspaniałych czasów, kiedy Esgaroth było liczącym się miastem handlowym, a jego mieszkańcy żyli w dostatku. Władca oczywiście zachowywał pozory, że również się z tego cieszy, ale wizja utraty stanowiska zmuszała go do złorzeczenia Thorinowi:
Niech sobie idą i próbują zaczepić Smauga, zobaczymy, jak ich przyjmie – myślał”.

Przez długi czas władca nie wierzył w słowa krasnoludów, z czasem jednak zaczął przypuszczać, że Dębowa Tarcza naprawdę był potomkiem dawnych królów. W duchu jednak utrzymywał, że krasnoludy to „banda oszustów, których prędzej czy później będzie można zdemaskować i przepędzić”. Pobyt drużyny Thorina w mieście był mu pod każdym względem nie „na rękę”. Narzekał nawet na same koszty utrzymania niechcianych gości:
Władca miasta nie martwił się jednak, że krasnoludy chcą go pożegnać. Utrzymanie tylu gości kosztowało dużo, a pobyt ich zamieniał życie w mieście w ustawiczne święto, co powodowało zastój w interesach”.

Poza tym, że był marnym politykiem, władca udowodnił także, że nie nadawał się do roli przywódcy. Kiedy miasto zostało zaatakowane przez smoka, zamiast pozostać przy swoich ludziach i dowodzić obroną osady, bohater pod osłoną straży „zmierzał ku swojej wielkiej złoconej łodzi, licząc, że w tym zamęcie uda mu się umknąć niepostrzeżenie i ocalić życie”. Krótko mówiąc, władca był zwykłym tchórzem.
O tym, że był marnym przywódcą dowiódł także po śmierci Smauga, kiedy biedni mieszkańcy, którzy stracili dobytek całego życia nie mieli się gdzie podziać. Wówczas „Dla nielicznych tylko znaleziono jakieś schronienie pod dachem (jedno, najlepsze, zajął władca), jedzenia było mało (nawet władca musiał się ograniczać)”. Widzimy zatem, że zamiast pomóc swojemu ludowi, władca wolał zadbać o własne bezpieczeństwo. Nawet kiedy Bard wyruszył z pokaźną liczbą ludzi w kierunku Samotnej Góry po skarb smoka, władca pozostał w mieście z kobietami, dziećmi, starcami i ludźmi niedołężnymi.
Kiedy ludzie zorientowali się, że władca nie sprawdził się jako przywódca w kryzysowej sytuacji, zaczęli domagać się jego odejścia. „On może ma dobrą głowę do interesów, szczególnie własnych (…) ale jest do niczego w chwilach niebezpieczeństwa” – szemrali między sobą mieszkańcy Esgorath. Większość z nich domagała się wówczas, by to dzielny Bard zajął jego miejsce. Wtedy jednak ponownie władca wykazał się swoimi populistycznymi umiejętnościami. Sprytnie odwrócił uwagę tłumów od sedna sprawy i wzniecił w nich nienawiść do Thorina i jego towarzyszy, wmawiając mieszkańcom Miasta na Jeziorze, że to niechciani goście ściągnęli na nich gniew smoka.  
Na samą myśl, że Bard mógłby przejąć władzę w Esgaroth „władca szczękał i zgrzytał zębami”. Zaproponował więc, by dzielny łucznik objął władzę w mieście Dal, do którego miał historyczne i rodowe prawo. Człowiek ten za wszelką cenę pragnął zachować władzę.  

Bohater ten ucieleśnia demoralizującą siłę władzy, która potrafi bez reszty zawładnąć człowiekiem. W połączeniu z druga niszczycielską siłą, jaką mogą być pieniądze, stanowi to zabójczą niemal mieszankę, która niemal zawsze prowadzi do klęski. Taki właśnie los spotkał władcę Miasta na Jeziorze:
Bard dał mu dużo złota na wspomożenie mieszkańców miasta, lecz ludzie tego pokroju szczególnie łatwo zarażają się smoczą chorobą, toteż władca zagarnął lwią część złota, uciekł z nim i zginął śmiercią głodową na Pustkowiu, opuszczony przez swych zauszników”.

*****


Elrond

Dodaj napis
Elrond – „w dziejach wielkiej przygody Bilba odegrał rolę dość małą, chociaż ważną (…)”. Bohater ten był przywódcą elfów z Zachodu, nazywanych także „wysokimi”, zamieszkujących piękną krainę zwaną Rivendell.

Elrond był wybitnym przedstawicielem swojej wspaniałej rasy. W świecie „Hobbita” wszyscy wiedzą, że elfy to najwspanialsze ze stworzeń, jakie kiedykolwiek zamieszkiwały Śródziemie. Dlatego też ich przywódca musiał być jednostką wybitną, i tak też było:
Miał rysy twarzy szlachetne i piękne jak władca elfów, był silny jak wojownik, mądry jak czarodziej, dostojny jak król krasnoludów, a łagodny jak pogoda latem”.

Przywódca elfów był serdecznym przyjacielem Gandalfa, dlatego też z wielką radością ugościł u siebie wędrowców. Hobbit, krasnoludy i czarodziej spędzili w Rivendell ponad dwa tygodnie i „ciężko im było go opuścić. Bilbo chętnie by tam został na zawsze - nawet gdyby mógł w cudowny sposób i bez trudu wrócić do swojej norki”. Kraina elfów, a zwłaszcza dom ich przywódcy były miejscami prawdziwe sielankowymi:
„W domu Elronda każdemu było dobrze, czy kto lubił jeść, czy spać, czy pracować, czy opowiadać różne historie, czy śpiewać, czy po prostu siedzieć i rozmyślać, czy też wszystko to po trosze łączyć w przyjemną całość. Nic złego nie miało dostępu do tej doliny”.

Niewielka, aczkolwiek bardzo ważna rola, jaką odegrał Elrond w powieści, ograniczała się do odczytania wskazówek na mapie krasnoludów, które zostały zapisane księżycowym pismem.
Thorin i Gandalf spoglądali na Elronda nieco z zazdrością, że to właśnie jemu udało odszyfrować znaczenie tajemniczych znaków: „Stań na szarym głazie, kiedy drozd dziobem zastuka (…) a zachodzące słońce ostatnim promieniem dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza”. Właśnie dzięki tej wskazówce wędrowcom udało się przedostać tajemnym wejściem do wnętrza Samotnej Góry.  
Przywódca elfów doskonale władał także pismem runicznym, dzięki czemu odczytał prastare inskrypcje na mieczach Thorina i Gandalfa, które ci znaleźli w grocie trolli. Od Elronda Dębowa Tarcza i czarodziej dowiedzieli się, że ich ostrza nosiły imiona Orkist („pogromca goblinów”) oraz Glamdring („młot na wroga”).

*****


Król leśnych elfów

Król leśnych elfów – bohater ten odegrał dość ważną i pozytywną rolę, chociaż na początku znacznie przeszkodził krasnoludom i hobbitowi w ich wędrówce przez Mroczną Puszczę. Król leśnych elfów rozkazał bowiem aresztowanie podróżników i umieszczenie ich w lochach swojego wielkiego pałacu za zakłócanie spokoju w lesie.

Ważne jest, aby zrozumieć różnicę pomiędzy leśnymi elfami, a elfami z zachodu:
Nie są one złe, ale mają tę wadę, że nie ufają nieznajomym. Chociaż rozporządzają potężną magią, zawsze są i były nawet w tamtych czasach bardzo ostrożne. Różnią się wyraźnie od elfów z zachodu, zwanych wysokimi, są od nich groźniejsze i mniej mądre. Większość (podobnie jak ich krewniacy, rozproszeni wśród wzgórz i po górach) pochodzi bowiem od starożytnych plemion, które nigdy nie przebywały na zachodzie i nie znały wróżek. (…) Na Szerokim Świecie elfy leśne przesiadywały w półmroku przed wzejściem słońca i księżyca, potem zaś wędrowały po lasach rosnących w tej stronie, gdzie słońce wschodzi. Najbardziej lubią skraj puszczy, stąd bowiem mogą niekiedy wymykać się na łowy lub robić wycieczki na otwarte tereny przy świetle księżyca i gwiazd; odkąd zjawili się ludzie, elfy stopniowo wycofywały się coraz głębiej w mroki. Zawsze jednak były i nadal są elfami, to znaczy dobrymi istotami”.

Zanim wędrowcy poznali osobiście króla elfów, usłyszeli o nim od Bombura, który ujrzał tę postać we śnie. Krasnoludowi przyśniła się wielka uczta z udziałem tajemniczej postaci, której głowa przyozdobiona była koroną z liści. Wkrótce okazało się, że był to król leśnych elfów, który w rzeczywistości prezentował się bardzo okazale i dumnie:
W wielkiej sali, podpartej kolumnami wyciosanymi z litej skały, siedział w rzeźbionym drewnianym fotelu król elfów. Na głowie miał koronę splecioną z jagód i czerwonych liści, jesień bowiem już się zbliżała. Wiosną nosił koronę z leśnych kwiatów. W ręku trzymał berło z rzeźbionej dębiny”.

Król leśnych elfów uwięził krasnoludów w swoich lochach, ponieważ ci trzykrotnie naruszyli spokój jego i jego podwładnych. Dokładniej rzecz ujmując, wędrowcy nachodzili na nocne uczty elfów, co było niewybaczalnym przewinieniem:
Zbrodnią jest przekraczanie granic mojego królestwa bez pozwolenia. Czy nie wiesz, że wdarliście się do mojego państwa i używaliście dróg zbudowanych przez moich poddanych? Czy nie pamiętasz, że trzykrotnie zakłócaliście spokój moich dworzan ucztujących w lesie, a hałasując i krzycząc wywabiliście pająki z kryjówek? Wywołaliście tyle zamieszania, że mam prawo usłyszeć, co was tu sprowadza, a jeżeli nie zechcecie mi tego powiedzieć, zamknę was w więzieniu i będę trzymał, póki nie nauczycie się rozumu i grzeczności”.

Na szczęście, dzięki sprytowi Bliba i magicznej mocy pierścienia, wędrowcom udało się niepostrzeżenie uciec z więzienia w beczkach po winie.
Król leśnych elfów, który był podejrzliwy wobec wszystkich obcych, był szczególnie uprzedzony do krasnoludów. Przed laty te dwie rasy toczyły spory o złoto i srebro. Spór ten wiązał się z wielką słabością króla elfów leśnych: „kochał się w skarbach, szczególnie w srebrze i białych drogich kamieniach; a choć miał wielkie bogactwa, pragnął je pomnożyć, bo wciąż jeszcze nie dorównywał innym starodawnym władcom elfów”. Poza miłością do skarbów, król elfów miał jeszcze jedną słabość – uwielbiał wino, które sprowadzał w beczkach z pobliskich miast.
Dowiedziawszy się później o prawdziwym celu wyprawy Thorina i jego przyjaciół podejrzewał, że krasnoludy nie zdołają pokonać Smauga. Cieszył się na myśl ich pewnej porażki, chociaż podejrzewał też, że sprytni wędrowcy mogą uciec się do jakiegoś podstępu, by przechytrzyć starego smoka – „Widać z tego, że król był mądrym elfem, mądrzejszym niż ludzie z Miasta na Jeziorze, chociaż i on nie przewidział trafnie”. Władca elfów rozesłał swoich szpiegów w okolice Samotnej Góry i oczekiwał na dalsze wydarzenia. Pragnął bowiem za wszelką cenę położyć swoją rękę na skarbie Smauga.  
Wbrew pozorom, król elfów był pozytywnym bohaterem, ponieważ po ataku smoka na Esgaroth, wysłuchał prośby Barda i skierował swoich podwładnych do niesienia pomocy mieszkańcom Miasta na Jeziorze: „Powitano ich, jak można się było spodziewać, serdecznie, a ludzie oraz ich władca chętnie godzili się w przyszłości wynagrodzić króla elfów za udzieloną pomoc”.
Później król elfów, który działał w przymierzu z Bardem, stanął pod Główną Bramą Samotnej Góry i domagał się sprawiedliwego podziału skarbu pomiędzy ludzi, elfy i krasnoludy. Władca cierpliwie oczekiwał na rozwój wydarzeń i miał nadzieję, że sprawę uda rozwiązać się pokojowo. Król elfów docenił szlachetny gest Bilba, który podarował Arcyklejnot Bardowi. Władca zwrócił się wówczas do hobbita: „Jesteś bardziej godzien zbroi księcia elfów niż niejeden elf, który by w niej okazalej wyglądał”.  
W walce okazał się być wspaniałym wojownikiem, a jego leśne elfy stanowiły wielką siłę w bitwie Pięciu Armii. Po zakończeniu batalii postąpił bardzo szlachetnie, dekorując grób Thorina mieczem krasnoluda, który zawczasu odebrał mu przed wtrąceniem do lochu. W ten sposób niejako przeprosił Dębową Tarczę za to, w jaki sposób potraktował go przed wieloma tygodniami.

Ze skarbu Smauga przypadły królowi elfów szmaragdy, które były jego ulubionymi kamieniami. Na pożegnanie władca otrzymał jeszcze od Bilba wspaniały naszyjnik ze srebra i pereł. Baggins tłumaczył, że była to rekompensata za wypite przez niego wino i zjedzony chleb w pałacu króle elfów. Przyjmując podarek od hobbita, bohater wykazał się swoją dobrotliwością, a nawet poczuciem humoru:
Przyjmuję od ciebie ten dar, o Bilbo Szczodry! - z powagą rzekł król - i mianuję cię przyjacielem elfów. Oby cień twój nigdy się nie skurczył (wtedy zresztą za łatwo byłoby ci kraść!) Bądź zdrów!”.

*****


Gloin, Kili, Bofur, Bifur, Oin, Ori, Balin, Fili, Dwalin, Dori, Bombur, Nori


To gromada krasnoludów, kompani Throina, którzy wraz z nim wyruszyli pod Samotną Górę, by odzyskać skarb z rąk Smauga. Dwunastka bohaterów stanowiła zgraną drużynę, w której każdy znał swoje miejsce. Drugim po Dębowej Tarczy najważniejszym krasnoludem w kompanii był Balin, który przejmował dowodzenie pod nieobecność Thorina. Kolejnym krasnoludem w hierarchii był Dwalin, który jako pierwszy pojawił się w domku Bilba.
Bohaterowie byli w zasadzie do siebie bardzo podobni, lecz zasadniczo różnili się kolorami kapturów oraz… bród. Dwalin miał ciemnozielony kaptur, a brodę długą i błękitną, którą zatykał sobie za złoty pas. Balin, który był bardzo stary, posiadał śnieżnobiały zarost oraz czerwone nakrycie głowy. Najmłodsi w kompanii Fili i Kili mieli żółte brody i niebieskie kaptury, a ich pasy nie byłe złote, lecz srebrne. Dori i Nori nosili purpurowe nakrycia głowy, Ori – szare, Oin – brązowe, a Gloin – białe. Biur i Bufor mieli kaptury żółte, a Bombur jasnozielony. Starszym krasnoludom przysługiwały pasy złote, natomiast młodszym srebrne.  
Krasnoludy w powieści nie odgrywają znaczącej roli, poza Thorinem. Ich zadaniem jest raczej rozbawienie czytelnika, co doskonale im się udaje. Pod tym względem na uwagę zasługuje zwłaszcza „grubas Bombur”, który wiele razy okazywał się ciężarem dla drużyny i opóźniał jej marsz. Krasnolud ten wędrował najwolniej i najczęściej prosił o odpoczynek. Poza tym, to właśnie on wpadł do strumienia w Mrocznej Puszczy i przypadkowo napił się wody, po czym zasnął na wiele godzin. Reszta drużyny zmuszona była do niesienia otyłego krasnoluda przez las, co było dodatkowym utrudnieniem. Ponadto lubił dobrze zjeść, co zapewniało mu sympatię Bilba.  
Warto także wspomnieć o Filim i Kilim, czyli najmłodszych krasnoludach (młodszym od pozostałych o ponad pięćdziesiąt lat), którzy byli nierozłączni. Przyjaciele wszystko robili razem. Najczęściej to właśnie ich Thorin wysyłał na zwiad lub delegował do najtrudniejszych zadań. Wspólnie też polegli podczas bitwy Pięciu Armii: „Z dwunastu towarzyszy Thorina zostało dziesięciu. Fili i Kili polegli osłaniając swego króla tarczą i własnym ciałem, był bowiem starszym bratem ich matki”.

Krasnoludy były nie tylko świetnymi górnikami i wojownikami, ale także muzykami, co udowodnili w domku Bilba:
„Kili i Fili skoczyli po swoje worki i wrócili każdy ze skrzypcami; Dori, Nori i Ori wydobyli spod płaszczy flety, Bombur przyniósł z hallu bęben; Bifur i Bofur także wyszli na chwilkę i zjawili się z klarnetami, które pozostawili przedtem wśród lasek w sieni; Dwalin i Balin powiedzieli: - Przepraszam, zostawiłem swój instrument na ganku - na co Thorin zawołał: - Przynieście i mój przy sposobności! - Przytaszczyli więc dwie ogromne wiolonczele, większe niemal od nich samych, oraz harfę Thorina w zielonym pokrowcu. Była to piękna złota harfa, a gdy Thorin dotknął strun, natychmiast zabrzmiała muzyka tak niespodziana i słodka, że Bilbo zapomniał o wszystkim i wyobraźnia przeniosła go daleko, w tajemnicze krainy, nad którymi świecą dziwne księżyce, daleko za Wodę, daleko od hobbickiej norki pod Pagórkiem”.

*****


William Huggins

Tak nazywał się najważniejszy z trójki trolli, na których wędrowcy natknęli się niemal na samym początku swojej przygody. Pozostali dwaj kompanii Williama to Bert i Tom.
Bill, jak nazywali go znajomi, był typowym trollem – uwielbiał dużo i dobrze zjeść, a do tego wypić beczkę piwa. Czym poza tym cechowały się trolle? Mieli „grubo ciosane twarze, olbrzymi wzrost”, a także specyficznie ukształtowane wielkie stopy. Ponadto używali języka, który nie mógł uchodzić pod żadnym względem za „salonowy”.  
Jeszcze inną cechą trolli była ich umysłowa ociężałość. Widać to najlepiej, kiedy w ich ręce wpada przerażony Bilbo i przedstawia się jako „włamy… hobbit”, na co trójka bohaterów zareagowała z wielkim zdziwieniem: „Włamyhobbit?”. 
Trolle uwielbiały także toczyć spory i bójki między sobą. Jedną z takich kłótni rozpętał William, który opowiadał się za tym, by wypuścić Bilba: „Biedny głuptak. Puśćmy go żywego”. Jednak zupełnie inaczej zareagował, kiedy zauważył Balina: „Trolle wręcz nienawidzą krasnoludów, patrzeć na nie nie mogą (lubią je tylko na półmisku). Bert i Bill natychmiast przerwali bójkę”.
Ostatecznie Bill, Bert i Tom zostali zamienieni w kamienie, ponieważ trolle były stworzeniami nocnymi, a wystawienie się na działanie słońca powodowało właśnie przemianę w słup skalny. Trolle nie zdążyły schować się do groty na czas, ponieważ Gandlaf z ukrycia nieustannie skłócał je ze sobą, naśladując głosy każdego z nich.

*****





Wielki Goblin



Był przywódcą goblinów zamieszkujących Mgliste Góry. Rozkazał swoim podwładnym pojawienie podróżnych, a później zamierzał ich wszystkich zabić, ponieważ zauważył u boku Thorina miecz wykonany przez elfy. Ostatecznie pogromcą Wielkiego Goblina okazał się być Gandalf, który używając Orkista przeciął przeciwnika na pół. Pościg za wędrowcami i chęć pomszczenia swojego przywódcy doprowadziła gobelinów pod Samotną Górę, gdzie rozegrała się wielka bitwa Pięciu Armii.











Roak

Był starym krukiem, który przyniósł Thorniowi wieść o śmierci Smauga. Właściwie to informację tę przyniósł drozd, lecz krasnoludy nie rozumiały jego mowy. Mądry ptak poleciał więc po kruka, który potrafił porozumiewać się z dawnymi mieszkańcami Samotnej Góry. Roak odegrał rolę posłańca, chociaż jawnie sprzeciwiał się planom Thorina.









Stary drozd

Ptak ten został wspomniany przez Elronda przy odczytywaniu wskazówek z mapy Samotnej Góry: „Stań na szarym głazie, kiedy drozd dziobem zastuka (…) a zachodzące słońce ostatnim promieniem dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza”. Niepozorny ptaszek fruwał wokół Bilba i krasnoludów, kiedy ci dotarli do zbocza góry strzeżonej przez Smauga. To właśnie on najpierw naprowadził hobbita na pomysł, jak odnaleźć tajne wejście, a później przekazał Bardowi informację o tym, jak zgładzić Smauga. Drozd być może jest najbardziej niedocenionym bohaterem powieści. Patrząc na jego zasługi aż trudno uwierzyć, że Bilbo celował do niego kamieniami, ponieważ nie mógł znieść jego śpiewu.

*****


 

Dain

Był kuzynem Thorina, który prowadził pokaźną armię krasnoludów na odsiecz krewniakowi. Dotarcie z oddziałami pod Samotną Górę zajęło mu tydzień. Przybycie Daina diametralnie odmieniło losy bitwy Pięciu Armii, ponieważ dowodzone przez niego krasnoludy były wytrawnymi wojownikami.  
Po śmierci Dębowej Tarczy, to właśnie Dain został okrzyknięty Królem spod Góry. Okazał się być wspaniałym władcą, który sprawiedliwie podzielił skarb między krasnoludy, ludzi i elfy. Kompani Thorina jednomyślnie przystali do Daina i służyli mu tak, jak Dębowej Tarczy.  




Wódz Orłów

Dwukrotnie wybawił bohaterów z poważnych opresji. Dowodzone przez niego potężne ptaki najpierw pochwyciły Gandalfa i jego przyjaciół, kiedy otoczeni przez wargów wspięli się na drzewa. Następnie Orły przeniosły wędrowców pod Samotną Skałę. Po raz drugi Wódz Orłów poprowadził swój oddział w wielkiej bitwie Pięciu Armii. Dowodzone przez niego ptaki zrzucały z góry kamienie, które skutecznie przetrzebiły szyki goblinów. Przypadkowo jednym z kamieni dostał w głowę Bilbo, przez co zemdlał i nie zobaczył, jak zakończenia bitwy.

*****


Bolg

Był synem Wielkiego Goblina, który domagał się zemsty na krasnoludach, hobbicie i czarodzieju, którzy byli odpowiedzialni za śmierć jego ojca. Przybył na czele wielkiej armii pod Samotną Górę. Przez długi czas siał terror na polu bitwy i wydawało się, że odniesie zwycięstwo i zrealizuje swój cel. Jednak zginął od potężnego ciosu Berona, który niespodziewanie zjawił się na placu boju.


*****


*****

24 komentarze:

  1. to jest najlepsza odpowiedź na moje zadanie domowe

    OdpowiedzUsuń
  2. bez wątpliwości sie z tym zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. najlepsze opowiadanie !!! na szóstkę!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe:) PS nie ma wilków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na Śródziemie Wiki, encyklopedie Tolkienowską.

    OdpowiedzUsuń
  6. hej powiecie mi kto był królem trollów,golluma,smoków,czarnoksiężnika,beorna,czarodzieja radagast i pająków
    z góry dziękuje :3

    OdpowiedzUsuń
  7. a ktos moglby podac str z opisem krasnolodow gandalfa i bilba???

    OdpowiedzUsuń
  8. poda mi ktoś stronę gdzie to jest napisane o królu leśnych elfów?

    OdpowiedzUsuń
  9. Spoooo...oooko. To mało powiedziane. Poprostu genialnie !~!

    OdpowiedzUsuń
  10. Aa za co mam się przebrać na ,, dzień hobbita " w mojej szkole zastanawiałam się nad królem elfów PS jestem dziewczyną

    OdpowiedzUsuń
  11. super tylko brakuje mi Wilków :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. tewooooooooooooooooooooooooooooooon

    OdpowiedzUsuń
  14. Odpowiedzi
    1. Jebac disa skurwysyna syna diabła

      Usuń
  15. Te komentarz został usunięty.

    OdpowiedzUsuń
  16. kozak bardzo fajne i jasno wytłumaczone

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzkk tera będzie na kartkówkę łatwo

    OdpowiedzUsuń