Witam! W dalszym ciągu myślą przewodnią postów jest książka, aczkolwiek pokusiłam się o dodanie zdjęć filmowych bohaterów. :) Tak więc dziś przypomnimy sobie, lub też zapoznamy się, z postaciami stworzonymi przez J. R. R. Tolkiena z myślą o "Hobbicie". Zapraszam!
*****
Bilbo Baggins
Tytułowy bohater „Hobbita” – Bilbo Baggins – jest
najważniejszą postacią w powieści. Jako miłośnik dobrej kuchni,
czyścioch, bardzo zamożny palacz wykwintnych tytoni, elegant i
prawdziwy domator, wydaje się czytelnikowi, i samemu sobie,
całkowitym zaprzeczeniem herosa. Jednak Gandalf dostrzegł w nim
materiał na prawdziwego bohatera, zdolnego do wielkich czynów,
które zmienią bieg historii. Na kartach powieści Bilbo
Baggins wyraźnie zmienia się pod wpływem przeżywanych przygód,
odkrywa drzemiące w nim pokłady odwagi i odpowiedzialności za losy
przyjaciół.
Na sam początek warto zadać sobie pytanie: „(…) co to jest
hobbit?”. Niewielu osobom było dane widzieć te istoty, lecz przy
odrobinie szczęścia można spotkać je nawet dziś, choć to
niezwykle trudna sztuka, ponieważ „unikają Dużych Ludzi - jak
nazywają nas”, a poza tym zamieszkują w norach. Hobbici to
inaczej mówiąc „mali ludzie”, mniejsi nawet od
krasnoludów, ale więksi za to od liliputów. Co prawda
nie potrafią czarować, ale posiadają jedną niezwykłą zdolność,
„która pozwala im znikać bezszelestnie i błyskawicznie,
kiedy duzi, niemądrzy ludzie, jak ty i ja, zabłądzą w ich
pobliże, hałasując niczym słonie, tak że na milę można ich
usłyszeć”. Poza tym, że są niscy, charakteryzują się także
pokaźnymi brzuchami, kolorowymi strojami, nie noszą także butów,
„ponieważ stopy ich z przyrodzenia opatrzone są twardą podeszwą
i porośnięte bujnym, ciemnym, brunatnym włosem, podobnie jak głowa
(zwykle kędzierzawa)”. Hobbici ponadto „mają długie, zręczne,
smagłe palce i poczciwe twarze, a śmieją się dużo, basowo i
serdecznie (szczególnie po obiedzie, który - w miarę
możności - jadają dwa razy dziennie)”.
Przejdźmy może od zarysowania pochodzenia głównego
bohatera:
„Bagginsowie żyli w okolicy Pagórka od niepamiętnych
czasów i cieszyli się powszechnym szacunkiem nie tylko
dlatego, że prawie wszyscy byli bogaci, lecz także dlatego, że
nigdy nie miewali przygód i nie sprawiali niespodzianek: każdy
z góry wiedział, co Baggins powie o tej czy innej sprawie,
tak że nie potrzebował go trudzić zadawaniem pytań”.
Jednakże za sprawą matki, Belladonny, płynęła w jego żyłach
także krew Tuków, rodziny wyjątkowej jak na hobbitów,
słynącej z zamiłowania do przygód. Przez większą część
życia Bilba zdecydowanie przeważała w nim natura Bagginsów:
„(…) wyglądał i zachowywał się dokładnie tak, jakby był
drugim wydaniem swojego solidnego i spokojnego ojca”, co nie
zmieniało jednak faktu, iż „odziedziczył po kądzieli ziarenko
dziwactwa i że to ziarenko czekało tylko na okazję, by
zakiełkować”.
Najbardziej znanym przodkiem Bilba był jego stryjeczny pradziad,
niejaki Bullroarer Tuk, zwany Wielkim, ponieważ cieszył się
olbrzymim, jak na hobbita wzrostem, dzięki któremu mógł
nawet dosiadać konia. Wielki Tuk na stałe zapisał się do
historii, po tym jak podczas bitwy na Zielonych Polach jednym
zamachem kija strącił głowę dowódcy armii goblinów:
„Głowa ta przeleciała sto łokci w powietrzu i zaryła się w
króliczej jamie; w ten sposób bitwa zakończyła się
zwycięsko, a jednocześnie wynaleziona została gra w golfa”. Od
czasu do czasu krew Tuków brała górę nad krwią
Bagginsów, a wówczas Bilbo robił rzeczy lub wymawiał
słowa, których po ochłonięciu bardzo żałował i powtarzał
sobie w myślach: „Głupiś był, mój Bilbo. Sam z własnej
woli wpakowałeś się w awanturę”.
Na ogół bohaterami opowieści dla dzieci są albo ich
rówieśnicy, albo nieco od nich starsi piękni młodzieńcy. W
przypadku „Hobbita” jest nieco inaczej. Bilbo Baggins w dniu,
kiedy odwiedził go Gandlaf i krasnoludy miał już ponad
pięćdziesiąt lat! Był już zatem ustatkowanym i szanowanym
mieszkańcem Pagórka, który nie oczekiwał przygód,
ale spokojnego życia w domku odziedziczonym po rodzicach.
Bilbo Baggins przykładał wielką uwagę do porządku i czystości.
Z równym zaangażowaniem dbał o wygląd swojego domku, jak i
własny, o czym mogły świadczyć chociażby zawsze porządnie
wyszczotkowane włosy palców u stóp. Goście, których
uwielbiał podejmować, zawsze byli zachwyceni ładem panującym w
jego norze. Bilbo dbał o każdy szczegół, wszystkie klamki
błyszczały od polerowania, tunel obity był starannie boazerią,
okna i drzwi miały idealnie okrągły kształt, nigdzie nie
brakowało wieszaków na płaszcze i kapelusze gości. W jego
domku znajdowało się mnóstwo porządnie zaopatrzonych
spiżarni, a także kilka pokoi przeznaczonych wyłącznie na jego
ubrania. O jego świetnych manierach i zamiłowaniu do przyjmowania
gości najlepiej świadczy sposób, w jaki przyjął Gandlafa i
krasnoludów. Każdemu z nich zaproponował coś do picia i
jedzenia, a następnie sam przygotował posiłek i podał do stołu.
O nienagannych manierach hobbita świadczy też sposób, w jaki
usadził gości w głównej jadalni:
„Na honorowym miejscu siedział Gandalf, a trzynastu krasnoludów
wokół niego przy stole. Bilbo zaś, na stołeczku przy
kominku, żuł biszkopt (apetyt opuścił go całkowicie) i usiłował
robić dobrą minę, jakby wszystko, co się działo, było rzeczą
najzwyklejszą w świecie, a wcale nie żadną przygodą”.
Jednak pomimo zamiłowania do porządku, planowania, gromadzenia
zapasów, dobrych manier, Bilbo miał w sobie coś z Tuka, co
nie pasowało do wizerunku poważnego i poważanego hobbita.
Początkowo przejawiało się to w jego roztargnieniu:
„Nigdy nie pamiętał zbyt dokładnie różnych rzeczy,
jeśli ich nie zapisał w swoim kalendarzyku terminowym, na przykład
tak: środa, herbata z Gandalfem. Poprzedniego dnia zanadto był
podniecony, by o czymś takim pomyśleć”.
Czasami też zapominał się na chwilę i marzył o wielkiej
przygodzie, o jakich opowiadała mu matka, jednak nigdy nie
„zagalopował się” na tyle, by faktycznie wyruszyć w nieznane,
nie oglądając się za siebie, jak mieli w zwyczaju robić Tukowie.
Porywcza krew przodków ze strony matki wzięła górę,
kiedy usłyszał piękne pieśni krasnoludów o utraconych
skarbach:
„Gdy tak śpiewali, Bilbo poczuł, że budzi się w nim miłość
do pięknych rzeczy, które powstają dzięki pracy rąk,
zręczności i czarom, namiętna i zazdrosna miłość, najgorętsza
pożądliwość serc krasnoludzkich. Coś z dziedzictwa Tuków
ocknęło się w hobbicie, zapragnął ruszyć w świat, zobaczyć
wysokie góry, usłyszeć szum sosen i potoków, zbadać
głębie jaskiń, miecz nosić u boku zamiast laski. (…) Wzdrygnął
się i bardzo szybko stał się znów zwykłym panem Bagginsem
z Bag End, pod Pagórkiem”.
W małym ciele hobbita toczyła się wielka walka pomiędzy
pierwiastkiem Bagginsów, a pierwiastkiem Tuków.
Doskonale wiedział o tym Gandalf, który dostrzegł drzemiący
w Bilbie potencjał i to właśnie jemu zamierzał powierzyć zadanie
łowcy skarbów, czym zaskoczył nie tylko krasnoludów,
ale i samego hobbita.
Od tamtego momentu, kiedy rozpoczęła się wielka przygoda, Bilbo
zaczął powoli, lecz zauważalnie, zmieniać się w prawdziwego
bohatera. Co prawda, w czasie podróży często miewał napady
lęku, czy nawet paniki spowodowanej lękiem wysokości:
„Nawet w najlepszych warunkach Bilbo dostawał na wysokościach
zawrotu głowy; robiło mu się słabo, gdy wyglądał poprzez
krawędź bodaj niewielkiego urwiska, nie cierpiał włażenia na
drabinę, a cóż dopiero na drzewo (bo też nigdy przedtem nie
był zmuszony uciekać przed wilkami)”.
Jednak zawsze odnajdował w sobie coś, co pozwalało mu przełamać
paraliżujący strach. Najczęściej były to dwa magiczne
przedmioty, które weszły w jego posiadanie. Pierwszym z nich
był mały mieczyk wykonany przez elfy, który odnalazł w
grocie trolli. Drugim natomiast był pierścień, dzięki któremu
stawał się niewidzialny. Dzięki wspomnianemu magicznemu
pierścieniowi, odnalezionemu przypadkiem w jaskini goblinów i
Golluma, Bilbo decydował się na akty wręcz heroiczne. Będąc
niewidzialnym stawiał czoła najbardziej przerażającym stworom,
jakie w życiu widział. Z niektórymi przeciwnikami walczył
nawet bez magicznego pierścienia na palcu:
„Bilbo jednak przypomniał sobie, że ma u boku mieczyk, i dobył
go z pochwy. Pająk odskoczył, a hobbit błyskawicznie przeciął
więzy krępujące mu nogi. Z kolei sam zaatakował. Pająk
najwidoczniej nigdy dotąd nie spotkał stworzenia uzbrojonego w tak
groźne żądło; gdyby nie brak doświadczenia, umykałby z
pewnością szybciej. Bilbo dopadł go, nim zniknął w ciemnościach,
i rąbnął mieczem między oczy. Pająk jakby oszalał: zaczął
podrygiwać, kręcić się, konwulsyjnie wywijać nogami, aż hobbit
dobił go drugim ciosem i sam wyczerpany padł, tracąc na dłuższy
czas przytomność”.
Czytelnikowi Bilbo dał się również poznać, jako wielki
miłośnik przyrody. Leżało to z resztą w naturze hobbitów,
żyjących przecież w pełnej harmonii z otoczeniem. Niejednokrotnie
Baggins zachwycał się pięknem przyrody, nawet w miejscach, które
na pierwszy rzut oka wydawały się być przerażającymi. Widać to
doskonale we fragmencie, w którym Bilbo wspiął się na
drzewo w Mrocznej Puszczy i przebił się przez gęste gałęzie i
liście na światło słoneczne:
„Kiedy wreszcie mógł otworzyć oczy, zobaczył wokół
siebie morze ciemnej zieleni, tu i ówdzie falujące pod
tchnieniem wiatru; wszędzie roiło się od motyli (…). Czas jakiś
Bilbo przyglądał się «czarnym admirałom» i
rozkoszował miłym powiewem muskającym mu włosy i twarz”.
Oczywiście niektórych cech jego charakteru nic nie było w
stanie zmienić. Wielokrotnie śnił o swoim pięknym i cichym domku,
za którym nieustannie tęsknił. Często też okazywał się
być wygodnickim „mieszczuchem”, który przywykł do
lepszego trybu życia: „Bilbo, zbyt osłabiony, by pomagać w tej
pracy, a poza tym niezbyt zgrabny do oprawiania królików
i dzielenia mięsa, odbierał je od rzeźnika już przygotowane i
podawał kucharzom”. Hobbit zapytano o to, cóż może być
piękniejszego od lotu na grzbiecie Orła, w myślach odpowiedział:
„gorąca kąpiel, a potem dobre śniadanie w ogródku przed
domem”.
Bilbo z czasem, głównie dzięki ciepłym słowom krasnoludów,
sam zaczął wierzyć w drzemiący w nim potencjał:
„Hobbit miał nie mniej rozumu niż szczęścia, a na dodatek
jeszcze czarodziejski pierścień - trzy bardzo cenne skarby.
Doprawdy, tak go obsypali pochwałami, iż Bilbo zaczął wierzyć,
że mimo wszystko tkwi w nim żyłka zuchwałego poszukiwacza
przygód; więcej jednak czułby w sobie męstwa, gdyby było
co na ząb położyć”.
Ta ważna przemiana pozwoliła mu nabrać pewności siebie, a nawet
stać się nieformalnym przywódcą wyprawy. Nawet dla Thorina
stało się jasne, że to Bilbo jest spoiwem, które scala ze
sobą całą grupę. Czasami jednak Baggins tracił wiarę we własne
siły i „nie podobało mu się wcale, że wszyscy na niego jednego
liczą, wolałby mieć Gandalfa u boku”.
Bohater wielokrotnie wykazywał się sprytem i pomysłowością, nie
raz wybawiając kompanów z opresji. To on uwolnił krasnoludów
z pajęczych sieci, to on wyciągnął ich z lochów leśnych
elfów, to on skradł kluczyk do skarbca trolli, to także jemu
zawdzięczali fakt, iż udało im się otworzyć tajne wejście do
Samotnej Góry. Ponadto dzięki sprytowi Bilba zabicie
strasznego Smauga stało się możliwe. To przecież hobbit
sprowokował smoka do pokazania mu brzucha, nad którym
dostrzegł jedyny odsłonięty fragment ciała poczwary.
Pomimo wszystkich heroicznych aktów, raz na jakiś czas
odzywała się w nim jego Bagginsowska natura. Na przykład, kiedy
skradał się do skarbca Smauga, w duchu myślał:
„Teraz już wpadłeś po uszy, Bilbo Baggins. (…) Tamtej nocy,
przyjmując krasnoludów w swoim domu, wdepnąłeś w tę
historię, a dziś, żeby się z niej wydobyć, płacisz. Tam do
licha, ależ głupiec był i jest z ciebie! - odezwała się najmniej
Tukowa część jego istoty. - Daruję chętnie wszystkie skarby
strzeżone przez smoka, niechby sobie na wieki zostały w podziemiu,
bylebym ja obudził się i przekonał, że ten okropny tunel to po
prostu mój własny pokój w moim własnym domu”.
W czasie przygody Bilbo nauczył się także bronić własnego
zdania. Przestał być potulnym hobbitem, który wszystkim
przytakiwał. Widać to doskonale, kiedy kłóci się
krasnoludami pod Samotną Górą. Kompani robili Bagginsowi
wymówki, gdy ten zbudził i rozgniewał smoka, wykradając
jedynie mały puchar ze skarbca. Rozgniewany do czerwoności Bilbo
nie wytrzymał i wykrzyczał wręcz:
„Nie zostałem wynajęty do zabijania smoków, bo to jest
robota dla wojaka, ale do kradzieży skarbów. Początek
zrobiłem jak najlepszy. A wyście może oczekiwali, że wrócę
galopkiem z całym skarbcem Throra na plecach? Jeśli komu wolno tu
narzekać, to chyba tylko mnie. Powinniście zabrać na wyprawę nie
jednego włamywacza, lecz pięciuset. Pewnie, że to bardzo ładnie
świadczy o waszym dziadku, ale musicie przyznać, że niezbyt jasno
przedstawiliście mi rozmiary jego majątku. Żeby wynieść
wszystko, potrzebowałbym stu lat, a i to pod warunkiem, że ja
byłbym pięćdziesiąt razy większy, niż jestem, a Smaug łagodny
jak królik”.
Po tym płomiennym przemówieniu krasnoludy oczywiście
przeprosiły hobbita, ponieważ nigdy nie widziały go tak
rozgniewanego.
W pewnym momencie Bilbo wziął na siebie wielką odpowiedzialność.
Hobbit osobiście postanowił zażegnać konflikt pomiędzy
krasnoludami i ludźmi. Zdecydował się na oddanie Bardowi
Arcyklejnotu, największego skarbu Thorina, by ten użył go jako
karty przetargowej. Bohater zdawał sobie sprawę, że posunięcie to
może całkowicie zniszczyć jego relacje z przyjacielem, ale jeszcze
bardziej zależało mu na uniknięciu krwawej bitwy o coś tak
błahego, jak złoto. Wykazał się wówczas wielką
dojrzałością, którą docenił Gandalf.
Baggins udowodnił także, że w przeciwieństwie do krasnoludów,
nie zależało mu na skarbach i bogactwach. Całkowicie zrzekł się
swojej części złota i klejnotów uznając, że nie dadzą mu
one szczęścia, a wręcz przeciwnie mogą ściągnąć na niego
kłopoty:
„Jakżebym przewiózł skarb do swego kraju nie narażając
się po drodze na walki i morderstwa? Nie mam też pojęcia, co
zrobiłbym z nim w domu”.
Bilbo Baggins szczerze zaprzyjaźnił się z krasnoludami i Gandalfem
podczas wspólnej podróży. Nie da się też nie
zauważyć, że kompani równie wielką sympatią darzyli
hobbita. Bilbo do tego stopnia zżył się z czarodziejem, że wręcz
popłakał się, kiedy ten oznajmił wędrowcom, że musi ich
opuścić. Baggins podobnie zareagował, kiedy dowiedział się o
konaniu Thorina. Żegnając się z przyjacielem usłyszał od niego:
„Więcej dobrego tkwi w tobie, niż sam się domyślasz, synu
miłego Zachodu. Masz odwagę i rozum połączone ze sobą we
właściwej mierze. Świat byłby weselszy, gdyby więcej jego
mieszkańców tak jak ty ceniło dobre jadło, zabawę i śpiew
wyżej niż górę złota”.
Po śmierci Thorina Bilbo płakał tak mocno, że oczy mu zapuchły,
a głos zachrypł. Hobbit „miał poczciwe, czułe serce. Długi
czas upłynął, nim po tych zdarzeniach odzyskał humor na tyle, by
znów zdobyć się na jakiś żart”.
Bilo może być postrzegany jako klasyczny everyman odzwierciedlający
wielki potencjał drzemiący w nas wszystkich. To przecież zwykła
osoba, można powiedzieć. W dodatku niski wzrost, wiele słabości i
bardzo prosta osobowość czynią z niego bardzo nietypowego
bohatera. Jednak pomimo tego posiadał w sobie siłę, która
czyniła go wielkim herosem. Po przeżyciu wielkiej przygody, wciąż
był miłośnikiem częstych posiłków, porządku,
poukładanego życia czy tytoniu. Jedyne, co się w nim zmieniło to
to, że stał się znacznie bardziej pewny siebie i zdolny do brania
odpowiedzialności za siebie i innych.
Czy jest on jednak typowym everymanem? Przecież nie był zwyczajnym
hobbitem. Nie dość, że płynęła w jego żyłach krew podróżnika,
to pomimo ponad pięćdziesiątki na karku wciąż był kawalerem, i
to bardzo bogatym. Można więc uznać, że należał do wąskiego
grona, elity, znajdował się nieco wyżej, niż przeciętni
przedstawiciele jego gatunku.
Gandalf
Czarodziej jest najbardziej zagadkową postacią „Hobbita”.
Ponadto to właśnie Gandalf jest inicjatorem całej fabuły,
ponieważ z niewiadomych przyczyn uznał, że Bilbo Baggins będzie
idealnym kandydatem do roli włamywacza. Przedtem czarodziej wręczył
Thorinowi starą mapę wiodącą do Samotnej Góry i namówił
go do wyruszenia w podróż do dawnej siedziby krasnoludów,
gdzie stary smok strzegł wielkiego skarbu. Gandalf kilkakrotnie
wybawił też wędrowców z opresji, zanim odłączył się od
nich i podążył swoją drogą.
Obecność Gandalfa ma za zadanie nieustannie przypominać głównemu
bohaterowi, że Śródziemie to o wiele większa, bardziej
tajemnicza i mroczna kraina, niż mu się wydaje. Chociaż w
rzeczywistości był potężnym czarodziejem, starał się raczej
ukrywać swoje umiejętności. Podobnie czynił ze swoimi intencjami
i motywami działania – nigdy nie wyjawił, dlaczego zdecydował
się pomóc Thorinowi w odzyskaniu rodzinnego skarbu, czy też
dlaczego wyznaczył Bilba na czternastego członka drużyny
wędrowców.
Wyglądem czarodziej nie różnił się niemal niczym od
zwykłego starca:
„Nic więc nie podejrzewał Bilbo, gdy owego ranka zobaczył
małego staruszka w wysokim, spiczastym, niebieskim kapeluszu, w
długim szarym płaszczu przepasanym srebrną szarfą, z długą siwą
brodą sięgającą poniżej pasa, obutego w ogromne czarne buty. (…)
Gandalf jednak spojrzał na niego spod bujnych, krzaczastych brwi,
które sterczały aż poza szerokie rondo kapelusza”.
Była to jednak jedna z jego sztuczek – potrafił idealnie się
maskować, ukrywać. Pod sam koniec powieści Bilbo ponownie spotkał
Gandalfa, lecz znów go nie poznał, gdyż miał na sobie
ciemny płaszcz.
Gandalf był wielkim miłośnikiem hobbitów, z którymi
przyjaźnił się od wielu, wielu lat. Uważał ich za wspaniałe
stworzenia, a szczególnie upodobał sobie rodzinę Tuków:
„Nie przechodził drogą pod Pagórkiem od bardzo dawna, a
mianowicie od śmierci swego przyjaciela, Starego Tuka, toteż
hobbici niemal zapomnieli, jak wygląda. Małe hobbity i hobbitki
zdążyły podorastać przez czas, gdy Gandalf bawił w sobie
wiadomych sprawach daleko za Pagórkiem i po drugiej stronie
Wody”.
Bilbo wiele o nim słyszał od swojej matki, Belladonny. I chociaż
Gandalf uchodził za wielkiego i potężnego czarodzieja, Baggins
kojarzył go wyłącznie z drobnymi, acz efektownymi, magicznymi
sztuczkami:
„Czyżby ten sam wędrowny czarodziej, który Staremu
Tukowi podarował magiczne brylantowe spinki, co to same się
zapinały, a odpinały tylko na rozkaz? (…) Ten Gandalf może,
który puszczał takie nadzwyczajne, wspaniałe ognie
sztuczne?”.
Również czytelnik poznaje moc czarodzieja głównie
poprzez drobne sztuczki, takie jak puszczanie kolorowych kółek
z dymu tytoniowego czy rozświecania ciemności za pomocą laski.
Jednak o prawdziwej sile Gandalfa przekonujemy się, kiedy wędrowcy
wpadają w prawdziwe tarapaty w jaskini Goblinów:
„Lecz w tejże chwili wszystkie światła zgasły w pieczarze, a
ogromne ognisko - paf! - wystrzeliło słupem rozżarzonego, sinego
dymu pod sklepienie, rozsypując deszcz piekących, białych iskier
pomiędzy gobliny. Jaki wtedy rozległ się pisk, skrzek, harkot i
szwargot, wycie, jęki i klątwy, krzyk i wrzask - nie da się
opisać. (…) Skry wypalały dziury w skórze potworów,
a dym, opadając spod stropu, tak wypełnił powietrze, że nawet
oczy goblinów nie mogły przeniknąć ciemności. (…) Nagle
jeden miecz błysnął własnym światłem. Bilbo ujrzał ostrze
przeszywające Wielkiego Goblina, który stał osłupiały
posród rozszalałego tłumu”.
W taki sposób Gandalf rozprawił się z Wielkim Goblinem,
wybawiając kompanów z opresji.
Czarodziej posiadał dwa oblicza. Pierwsze było niezwykle przyjazne,
dobrotliwe i życzliwe. Przekonujemy się o tym już na samym
początku powieści, kiedy odwiedza Bilba, doskonale się przy tym
bawiąc. Gandalfa szczerze śmieszyło zachowanie tchórzliwego
nieco Bagginsa. Wyraźnie darzył hobbita wielką sympatią, głównie
ze względu na jego przodków. Wyczuwał drzemiący w Bilbie
potencjał, którego nikt, włącznie z samym hobbitem, nie
dostrzegał. Z drugiej jednak strony potrafił być srogi i groźny,
zwłaszcza, jeśli ktoś postępował wbrew jego woli lub otwarcie mu
się sprzeciwiał. Widzimy to podczas wieczerzy, kiedy krasnoludy
krytykowały go za wybór Bagginsa jako piętnastego członka
wyprawy:
„Domagaliście się, żebym znalazł czternastego uczestnika
wyprawy, no i wybrałem pana Bagginsa. Jeżeli ktoś uważa, że
wybrałem niewłaściwą osobę i niewłaściwe miejsce, proszę
bardzo, ruszajcie w trzynastu, narażajcie się na pecha, skoro wam
się podoba, albo wracajcie do kopalni węgla”.
Potrafił także przybrać srogi wygląd, który budził
respekt u kompanów:
„Spojrzał tak gniewnie na Gloina, że krasnolud aż skulił się
w fotelu; a gdy Bilbo otworzył usta, żeby zadać jakieś pytanie,
Gandalf obrócił się nachmurzony i zjeżył krzaczaste brwi
tak, że hobbit prędko zamknął usta, aż klasnęły”.
Tym, co najlepiej charakteryzowało czarodzieja, była jego mądrość.
Nikt nie ważył się nawet podważać posiadanej przez niego wiedzy.
Gandalf znał się niemal na wszystkim. Wiedział wszystko o rasach
Śródziemia, o ich obyczajach, znał wiele języków,
interesował się historią, a jako wędrowiec osobiście przemierzył
niemal całą krainę. Z wiekiem posiadł zdolność przewidywania
przyszłości, choć ciężko nazwać to zdolnością, a raczej
instynktem. Gandalf przepowiedział wiele wydarzeń, które
faktycznie miały później miejsce. Czarodziej sam wierzył
swoim przekonaniom i zdawał sobie sprawę, że tak samo robią inni:
„Skoro ja wam powiadam, że jest włamywaczem, to znaczy że
jest albo w swoim czasie będzie z niego włamywacz. Coś więcej
tkwi w tym hobbicie, niż wam się wydaje, kto wie, może też o
wiele więcej, niż on sam przypuszcza. Może dożyjecie tego, że mi
jeszcze podziękujecie”.
Gandalf zdawał sobie sprawę z tego, że inni bezgranicznie mu
ufają, lecz nie spowodowało to u niego przekonania, że jest
nieomylny. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w jego rękach
spoczywa wielka odpowiedzialność:
„Krasnoludy od wielu lat nie chodziły tymi drogami, ale Gandalf
miał je świeżo w pamięci, wiedział jak rozpleniło się wszelkie
zło i groza na pustkowiu, odkąd smoki wygnały stąd ludzi, a
gobliny rozpanoszyły się pod ziemią po obrabowaniu kopalni Morii.
Nawet najlepsze plany mądrych czarodziejów, jak Gandalf, i
życzliwych przyjaciół, jak Elrond, zawodzą niekiedy, gdy
odważysz się na niebezpieczną przygodę na rubieżach Pustkowia.
Gandalf był zbyt mądrym czarodziejem, aby tego nie wiedzieć”.
Ponadto czarodziej nigdy nie dążył do tego, by go udowodnić
komuś, że jest od niego lepszy, potężniejszy. Wręcz przeciwnie,
często ustępował w cień, aby to inni mogli zabłysnąć i
interweniował tylko wtedy, gdy było to konieczne. Starał się
wykorzystywać swoje umiejętności do niesienia pomocy kompanom:
„Gandalf miał głowę na karku, a chociaż i on nie umiał zrobić
wszystkiego, mógł dokonać wiele dla przyjaciół w
ciężkiej potrzebie”. Bohater specjalizował się w czarowaniu
ogniem i światłem.
Czarodziej dał się również poznać jako wielki przyjaciel
większości ludów Śródziemia. Doskonale znały go
elfy, z którymi od wielu lat się przyjaźnił. Gandalf był
mile przez Wielkie Orły: „Czarodziej, jak się zdawało, znał się
trochę z Wodzem Orłów, a nawet był z nim w dość
przyjaznych stosunkach. Rzeczywiście Gandalf, często włócząc
się po górach, oddał kiedyś przysługę orłom i wyleczył
ich władcę z rany zadanej strzałą z łuku”. Ponadto był
szanowany przez leśne hobbitów, elfy, krasnoludy czy ludzi.
Znał również mowę wargów, ohydnych wilków.
Był doskonałym przewodnikiem po Śródziemiu, często
podkreślając starą prawdę, że zbaczając ze szlaku można
natknąć się na śmierć.
Gandalf zupełnie nie interesował się skarbem krasnoludów.
Wyruszył w podróż tylko dlatego, że było mu to po drodze.
W pewnym momencie, gdy wędrowcy dotarli do Mrocznej Puszczy,
oznajmił, że muszą się rozdzielić, ponieważ wzywają go ważne
sprawy. Udowodnił tym samym, iż zawsze kieruje się dobrem ogółu,
a nie własnym. Zamiast udać się z Thorinem po złoto, Gandalf
zmierzał na południe, gdzie miał uczestniczyć w wielkiej naradzie
dobrych czarodziejów, mędrców białej magii, którzy
postawili sobie za zadanie przepędzić Czarnoksiężnika z mrocznej
fortecy na skraju Puszczy. Wydarzenie to miało wspaniałe rezultaty,
ponieważ w lasach pojawiło się czyste powietrze, co przepędziło
złe gobliny i umożliwiło powrót ludzi na te tereny.
Swoją mądrością i dobrocią Gandalf zdecydowanie przewyższa
pozostałych bohaterów „Hobbita”, przez co wydaje się być
niemal istotą boską. Nadrzędnym celem jego życia jest
przeciwstawianie się złu. Przez czytelników fantasy na całym
świecie może być postrzegany jako stereotypowy czarodziej, lecz
jego postać to coś więcej niż zaklęcia i biała magia. Gandalf
zawiera w sobie nadludzką mądrość, dzięki której
czytelnik ma przekonanie, iż czarodziej wie lepiej, co się dzieje
dookoła.
*****
Thorin
Dębowa Tarcza
Najlepiej postać tą charakteryzują słowa: „Był bardzo
dostojnym krasnoludem”. Przede wszystkim jednak doskonale uosabiał
wszystkie cechy swojej rasy, czyli odwagę, dumę, upór,
wzniosłość, a także pazerność na złoto. Dębowa Tarcza
wywodził się z klanu o wielkich tradycjach, których był
kontynuatorem: „Jestem Thorin, syn Thraina, a wnuk Throra, Króla
spod Góry!”, mawiał. Formalnie to on sprawował władzę
nad pozostałymi krasnoludami, był także przywódcą całej
wyprawy pod Samotną Górę, co przejawiało się między
innymi w słowach narratora, który określał piętnastkę
wędrowców mianem „kompanii Thorina”.
Czytelnik poznaje tego dostojnego krasnoluda w zabawnych
okolicznościach, kiedy przewrócił się u progu domku Bilba:
(…) był to nie kto inny, lecz sławny Thorin Dębowa Tarcza we
własnej osobie, zgoła w tym momencie nie zachwycony, że
przydarzyło mu się paść plackiem w sieni Bilbo, z Bifurem,
Bofurem i Bomburem na grzbiecie. Na dobitkę grubas Bombur był
bardzo ciężki”.
Mimo wszystko, bohater szybko zyskuje poważanie czytelnika, ponieważ
różnił się on nieco wyglądem od pozostałych krasnoludów:
„Powiesili na kołkach dwa kaptury żółte i jeden
jasnozielony oraz czwarty: błękitny z długim srebrnym chwastem.
Błękitny kaptur należał do Thorina, ogromnego, dostojnego
krasnoluda”.
Już podczas wieczerzy Bilbo przekonał się, że Thorin posiadał
władzę nad krasnoludami. Mógł im rozkazywać, na przykład
by pomogli hobbitowi sprzątać, podczas gdy sam siedział wygodnie w
fotelu i rozprawiał z Gandalfem o wyprawie. Właściwie jego
przywództwo ograniczało się do wydawania co jakiś czas
prostych komend. Chociaż był spadkobiercą wielkich tradycji, to
nie sprawiał wrażenia duchowego przywódcy. Pozostałe
krasnoludy wypełniały jego polecenia bardziej z przyzwyczajenia niż
z poczucia szacunku. Dopiero na sam koniec powieści, kiedy dowodzony
przez niego oddział włączył się w bitwę Pięciu Armii, Throin
dowiódł, że należał mu się tytuł Króla spod Góry.
Wówczas dał przykład wielkiej odwagi, kiedy zapomniał o
sporach o złoto i ruszył na pomoc wojskom ludzi i leśnych elfów
przeciwko goblinom.
Zanim jednak do tego doszło Dębowa Tarcza dał się poznać
czytelnikowi głównie jako ktoś zupełnie opętany żądzą
zemsty i bogactwa. Oczywiście Thorin miał inne, sympatyczne i
przyjazne oblicze, a nawet artystyczne. Udowodnił to podczas
wieczerzy w domu hobbita:
„Przytaszczyli (…) dwie ogromne wiolonczele, większe niemal
od nich samych, oraz harfę Thorina w zielonym pokrowcu. Była to
piękna złota harfa, a gdy Thorin dotknął strun, natychmiast
zabrzmiała muzyka tak niespodziana i słodka, że Bilbo zapomniał o
wszystkim i wyobraźnia przeniosła go daleko, w tajemnicze krainy,
nad którymi świecą dziwne księżyce, daleko za Wodę,
daleko od hobbickiej norki pod Pagórkiem”
Thorin wiele uwagi przywiązywał do przemówień, które
dawał często i chętnie. Potrafił pięknie i doniośle posługiwać
się językiem, czego przykładem może być jego wypowiedź po
dotarciu pod Samotną Górę:
„Oto wybiła godzina szanownego pana Bagginsa, który
okazał się cennym przyjacielem w ciągu całej długiej podróży,
jako hobbit - nadspodziewanie na swój wzrost - wielki męstwem,
niewyczerpany w pomysłach, a także, pozwolę sobie rzec, obdarzony
nad zwykłą miarę szczęściem w przygodach. Wybiła tedy godzina,
by pan Baggins wypełnił zadanie, do którego zobowiązaliśmy
go, zabierając z sobą na tę wyprawę, i przyszedł czas, by
zarobił na obiecane wynagrodzenie”.
Jest to tylko początek przemówienia, które poza piękną
formą nic nie wnosiło, o czym mówi sam narrator zwracając
się bezpośrednio do czytelników: „Znacie już styl, jakim
Thorin zwykł przemawiać w doniosłych chwilach, nie będę więc
przytaczał dalszego ciągu jego mowy, chociaż wygłaszał ją
jeszcze dość długo w tym samym duchu”.
Głównym motywem działania Throina było nie tylko typowe dla
jego rasy pożądanie złota, ale i chęć zemsty na smoku, który
przed laty wypędził jego i jego przodków z Samotnej Góry.
Zarówno wizja wzbogacenia się, a także chęć wymierzania
dziejowej sprawiedliwości to największe dla niego największe
motory napędowe:
„(…) nie ma takiej rzeczy, na którą by
się krasnolud nie odważył, kiedy chce pomścić swoją krzywdę
lub odzyskać mienie”.
Z biegiem wydarzeń, kiedy wędrowcy coraz bardziej zaczęli zbliżać
się do Samotnej Góry, Thorin wyraźnie zaczął się zmieniać
na gorsze. Krasnolud wydawał się popadać w obłęd spowodowany
nieograniczoną żądzą złota. Dębowa Tarcza nabierał też
niebezpiecznej pewności siebie, która mogła przecież zgubić
jego i całą kompanię:
„Po tygodniu wszyscy wrócili
całkowicie do zdrowia i przechadzali się dumnie w nowych ubraniach
z cienkiego sukna, każdy w swojej barwie, a brody mieli pięknie
przystrzyżone i uczesane. Thorin tak wyglądał i tak się
zachowywał, jak gdyby już odwojował swoje królestwo i
posiekał Smauga na drobne kawałki”.
Apogeum przemiany Thorina był moment, kiedy dowiedział się, iż
Bilbo wydał ludziom, a co gorsza także elfom, których
krasnale nigdy nie lubiły, Arcyklejnot – największy skarb
Samotnej Góry. Wówczas Dębowa Tarcza wpadł w szał i
rzucił się na hobbita, któremu wielokrotnie mówił
wcześniej, że uważa go za swojego wielkiego przyjaciela. Wówczas
nawet Gandalfa uznał za zdrajcę i spiskowca. Uważał, że wszyscy
knuli przeciwko niemu i zamierzali okraść go ze skarbu. Dopiero po
dłuższym czasie ochłonął i zrozumiał, jak wielki błąd
popełnił.
Uwagę czytelnika z pewnością zwróciła interesująca
relacja pomiędzy Throinem a Bilbem. Początkowo krasnolud nie uważał
Bagginsa za właściwego kompana. Wielokrotnie sprzeciwiał się
Gandalfowi twierdząc, że hobbit nie nadaje się na włamywacze.
Jednak z biegiem wydarzeń, kiedy okazało się, że Bilbo posiada
wielki potencjał, Dębowa Tarcza zmienił o nim zdanie. Wielokrotnie
dziękował mu za wybawienie go i jego podwładnych z opresji:
„Na honor! – (…) Gandalf, jak zwykle, powiedział prawdę.
Okazałeś się w potrzebie znakomitym włamywaczem. Cokolwiek się
odtąd zdarzy, będziemy już zawsze do twych usług”.
Między bohaterami narodziła się prawdziwa przyjaźń, którą
zakłóciły jednak wydarzenia spod Samotnej Góry.
Wspomniana wcześniej kłótnia pomiędzy Throinem a Bilbem na
moment zachwiała ich przyjaźnią, jednak na łożu śmierci Dębowa
Tarcza błagał o przebaczenie:
„Żegnaj, zacny złodzieju (…) Odchodzę do wielkiego domu, by
zasiąść wśród przodków i oczekiwać, aż świat się
odrodzi. Porzucam srebro i złoto idąc do krainy, gdzie te skarby
nie mają wartości, chcę tedy rozstać się z tobą w przyjaźni i
dlatego odwołuję wszystko, co powiedziałem i uczyniłem tam, u
Głównej Bramy”.
Tuż przed śmiercią Throinowi udało się uzyskać prawdziwy
szacunek krasnoludów i zasłużyć sobie na miano ich
przywódcy. Dlatego też urządzono mu iście królewski
pogrzeb:
„Pochowano Thorina głęboko pod Górą, a Bard położył
zmarłemu Arcyklejnot na piersi. - Niech tu leży, póki ta
Góra się nie zapadnie - rzekł - i niech tym, którzy
tu osiądą, przynosi zawsze szczęście. Król elfów
złożył na grobie Orkrista, miecz przez elfy ongi wykuty, a
odebrany Thorinowi, gdy był więźniem w lesie. Pieśń mówi,
że Orkrist rozbłyskiwał w ciemnościach, ilekroć do Góry
zbliżał się wróg, tak że nikt odtąd twierdzy krasnoludów
nie mógł zaskoczyć znienacka”.
*****
Gollum
Gollum – to napotkane przez Bilba stworzenie, które
zamieszkiwało głęboką jaskinię Gór Mglistych. Postać ta
charakteryzowała się niespotykanym wyglądem i zachowaniem. Zarówno
pierwsze, jak i drugie, zostało ukształtowane, a raczej
zdeformowane, przez lata spędzone w ciemnościach, chłodzie i
wilgoci.
Posłuchajmy, co narrator ma nam do powiedzenia o tej dziwacznej
istocie:
„W głębi podziemi nad czarną wodą mieszkał stary Gollum.
Nie wiem, skąd się tutaj wziął ani też kim czy może czym był
naprawdę. Nazywał się Gollum i był cały czarny jak noc, z
wyjątkiem oczu, wielkich, okrągłych i wypełzłych. Miał łódź
i pływał nią bezszelestnie po jeziorze - bo to było jezioro,
rozległe i głębokie, i lodowato zimne. Wiosłował wielkimi
stopami, zwieszając je po obu stronach łodzi, ale woda nigdy przy
tym nawet nie plusnęła. Taką sztukę znał Gollum. Bladymi,
wielkimi jak latarnie oczyma wypatrywał ślepych ryb i wyławiał je
błyskawicznym ruchem długich palców. Mięso także lubił.
Gobliny, jeśli udało mu się którego schwycić, bardzo mu
smakowały, ale musiał uważać, by nie dowiedziały się o jego
istnieniu. Mógł więc tylko czasem, zaszedłszy od tyłu,
zdusić śmiałka, który samotnie zapuścił się nad jezioro,
gdy Gollum polował przy brzegu”.
Życie w ciemnościach i samotności doprowadziło go do dziwnego
stanu psychicznego, w którym rozmawiał sam ze sobą. Czynił
to używając dziwnej, zniekształconej mowy, czego przykładem może
być jego pierwsza wypowiedź: „Co za szczęście, co za szansa,
mój ssskarbie! Smaczny kąsssek widzimy, będzie co na zzząb
położyć, glum, glum! - A mówiąc «glum, glum»
przełknął z okropnym gulgotem ślinkę”. Właśnie od tego
charakterystycznego dźwięku pochodziło jego imię, lecz on nigdy
go nie używał. Zamiast „Gollum”, zawsze zwracał się do
siebie: „mój ssskarbie”.
Pomimo sympatii narratora dla tego smutnego i samotnego stworzenia,
jaką łatwo da się wyczuć, Gollum stanowił realne zagrożenie dla
Bilba. Mieszkaniec jaskini skrycie planował nawet zabicie hobbita i
zjedzenie go. Na szczęście, Baggins wygrał z nim pojedynek na
zagadki, przez co uniknął tego smutnego losu. Gollum jednak nie był
na tyle honorowy, by oprzeć się pokusie schrupania pulchnego
hobbita. Bilbo zdołał uciec posługując się największym skarbem
Golluma, magicznym pierścieniem.
Przez lata życia w samotności bohater ten zbierał różnego
rodzaju przedmioty. W większości były to obrzydliwe rupiecie i
śmieci, „lecz między nimi jedną, jedyną piękną, bardzo
piękną, bardzo cudowną rzecz: pierścień, złoty, bezcenny
pierścień”. To właśnie ten, należący do Golluma, pierścień
odnalazł Bilbo i dzięki niemu mógł stawać się
niewidzialnym.
*****
Smaug
Smaug – to imię wielkiego, starego smoka, który w powieści
pełni rolę głównego „czarnego charakteru”. Smaug był
wyjątkowo podłym przedstawicielem swojego gatunku, który i
tak nie cieszył się dobrą sławą: „Smoki wcale nie odróżniają
pięknej roboty od partactwa, chociaż dobrze się zazwyczaj znają
na rynkowej cenie przedmiotów. Same też nic nie potrafią
zrobić, nie umieją nawet zreperować obluzowanej łuski na własnym
pancerzu. W owych czasach na północy żyło wiele smoków,
złoto zaś stało się zapewne rzadkością, kiedy krasnoludy
zbiegły na południe lub wyginęły, a smoki szerzyły coraz gorsze
nieszczęścia i spustoszenia. Szczególnie chciwy, silny i zły
był gad imieniem Smaug”.
Skarby, a zwłaszcza pokłady złota, od zawsze przyciągały uwagę
smoków. Nie inaczej było ze Smaugiem, który pewnego
razu napadł na Samotną Górę, wypędzając z niej, lub
mordując, jej prawowitych mieszkańców – krasnoludów.
Od tamtej pory pilnie strzegł swojego skarbu, co jakiś czas
powiększając go o kolejne bogactwa zdobyte podczas wypraw do
okolicznych miast i miasteczek. Co więcej, czasami wymykał się
nocą z Samotnej Góry i wyruszał na łowy. Jego przysmakiem
były zwłaszcza młode dziewczęta. Dlatego też Smaug był równie
nienawidzony przez krasnoludy, jak i ludzi.
Zemszczenie się na smoku było bodajże najważniejszym celem całej
wyprawy głównych bohaterów. Historie o gadzie
przerażały Bilba, lecz prawdziwy strach poczuł dopiero, gdy stanął
z nim oko w oko. Hobbit ujrzał wówczas, jak wielkim i
strasznym stworzeniem był Smaug:
„Oto leży tu olbrzymi, czerwonozłocisty smok, pogrążony w
głębokim śnie; z paszczy i z nozdrzy dobywa się pomruk i kłęby
dymu, lecz podczas snu potwora ogień ledwie się tli w jego
wnętrznościach. Pod nim, nakryte jego cielskiem i wielkim zwiniętym
ogonem, a także wszędzie dokoła rozsypane po ziemi i ginące w
ciemnościach, piętrzą się niezliczone drogocenne przedmioty,
złoto surowe i kute, rzadkie kamienie i klejnoty, srebro
czerwieniejące w rdzawym świetle. Smaug leżał ze złożonymi
skrzydłami niby ogromny nietoperz, obrócony trochę bokiem,
tak że hobbit widział jego ciało od spodu: długi, blady brzuch
oprószony drogimi kamieniami i okruchami złota, które
wbiły mu się w skórę od stałego wylegiwania się na tym
łożu bogactw”.
Jeszcze większe przerażenie budził widok smoka w pełnej
okazałości, kiedy wyleciał niespodziewanie z Samotnej Góry:
„Smaug wypełzł z legowiska ukradkiem, cicho wzbił się w
powietrze, w ciemnościach pożeglował ciężko, wolno, niby
potworny kruk”.
Nie tylko jego wygląd był przerażający, ale także przesiąknięta
złem osobowość: „Miał złe, nikczemne serce (…)”. Smaug
pałał nienawiścią do każdego, kto choć na kilometr zbliżył
się do jego skarbu. Doskonale znał stan swoich bogactw, co
udowodnił kiedy natychmiast zorientował się, że brakuje jednego
złotego pucharu, który wcześniej po cichu wykradł Bilbo.
Stary Smaug był także bardzo próżny, z resztą jak
wszystkie smoki. Uwielbiał, kiedy prawiono mu komplementy. Doskonale
wiedział o tym Bilbo i wykorzystał to, by przyjrzeć się bruzdowi
gada. Wówczas odnalazł na jego ciele jedyny słaby punkt,
miejsce nie osłonięte twardym pancerzem, znajdujące się tuż pod
lewą piersią gada.
Poza próżnością smok charakteryzował się także wielką
butą, pewnością siebie i okrutnością, co udowodnił mówiąc:
"Zabijam, kogo chcę i gdzie chcę, a nikt mi nie śmie stawiać
oporu. Pokonałem rycerzy dawnych czasów, dziś nie ma już
takich wojowników na świecie. A przecież byłem wtedy młody
i wątły. Teraz jestem stary i silny, silny, silny (…). Moja
zbroja warta jest dziesięciu tarcz, zęby służa mi za miecze,
pazury - za włócznie, cios mojego ogona to grom, skrzydła
niosą huragan, a mój dech – śmierć!”.
Faktycznie był stworzeniem tak potężnym, że przez wiele lat nikt
nie śmiał nawet stawić mu czoła. Jednak dzięki odkryciu Bilba,
Bard zdołał jednym celnym strzałem pozbawić smoka życia (wieść
o słabym punkcie Smauga przekazał człowiekowi drozd, który
z kolei podsłuchał Bagginsa dzielącego się tą informacją z
krasnoludami).
W dawnych przekazach i baśniach smoki przedstawiane były jako
symbol pożądania złota, chciwości i zła (zepsucia), jakie może
nieść ze sobą bogactwo. Tolkien wyraźnie zaczerpnął z tych
wzorców przy tworzeniu postaci Smauga. Co więcej, autor
„Hobbita” nazwał zjawisko korupcji czy zepsucia człowieka pod
wpływem bogactwa „smoczą chorobą” (uległ jej Władca
Esgaroth, który zginął samotnie na pustkowiu po tym, jak
uciekł ze skradzionym złotem.
*****
Beorn
Beorn – był wielkim siłaczem, który posiadał wspaniałą
zdolność – potrafił „zmieniać skórę”. W żadnym
wypadku nie był kuśnierzem, lecz człowiekiem, który
potrafił zmienić się w ogromnego czarnego niedźwiedzia.
Gandalf darzył go wielkim szacunkiem i wiele o nim wiedział od
swojego krewniaka Radagasta, z którym Beorn się przyjaźnił.
Czarodziej przytoczył hobbitowi i krasnalom pogłoski, jakie słyszał
o pochodzeniu tego niezwykłego człowieka:
„Niektórzy twierdzą, że Beorn jest niedźwiedziem,
potomkiem dawnych wielkich niedźwiedzi, które żyły w
górach, nim zjawili się tam olbrzymi. Inni mówią, że
jest człowiekiem, potomkiem pierwszych ludzi, którzy tu
mieszkali, zanim Smaug oraz inne smoki przybyły w te strony, a
gobliny osiadły w tych górach, zbiegłszy z północy”.
Najważniejszą cechę Berona był jego stosunek do natury. Bohater
ten żył w wielkiej harmonii z przyrodą, czuł się jej częścią.
Zamieszkiwał głęboko w lesie, posiadał wielką pasiekę, hodował
bydło i konie. Najważniejsze jednak wydaje się być to, że
potrafił rozmawiać ze swoimi zwierzętami. Nigdy nie jadał mięsa,
racząc się takimi przysmakami jak miód czy śmietana.
Często, jako niedźwiedź, wędrował po puszczy doglądając, czy
żadnemu ze zwierząt nie dzieje się krzywda. Za wszelką cenę
starał się stronić od ludzi i nie podejmować gości. Ku
zdziwieniu krasnoludów Beorn w ogóle nie interesował
się skarbami. Co więcej, w jego domu nie było niczego wykonanego
ze złota lub srebra.
Jego wygląd sprawiał, że wędrowcy zazwyczaj uciekali, kiedy
stanęli na jego drodze:
„Tuż obok stał olbrzymi mężczyzna; miał bujną, czarną
czuprynę i gęstą, długą, czarną brodę, ramiona i łydki nagie,
z węzłami potężnych mięśni wyraźnie zarysowanymi pod skórą.
Ubrany był w wełnianą bluzę sięgającą do kolan i wspierał się
na ogromnym toporze”.
Bohater był tak postawnym mężczyzną, że Bilbo „mógłby
bez trudu, nie schylając głowy, przemknąć między nogami Beorna i
nawet nie musnąłby go rąbek jego brunatnej bluzy”. Zdecydowanie
przewyższał także Gandalfa.
Jednak mimo groźnego wyglądu i niechętnego nastawienia, Beorn
posiadał wielkie i dobre serce. Jak już wcześniej wspomniano, nie
przepadał za gośćmi, a tym czasem jednego popołudnia przyjął do
swojego domu aż piętnastkę wędrowców! Stało się to co
prawda dzięki sprytnemu planowi Gandalfa, który co jakiś
czas zapowiadał dwójkę kolejnych krasnali, lecz Beorn i tak
okazał się być wspaniałym gospodarzem. Jednak jeśli ktoś zalazł
mu za skórę to musiał pamiętać, że „Beorn był
straszliwy dla wrogów”.
Człowiek-niedźwiedź odegrał ważną rolę w powieści nie tylko
dlatego, że ugościł głównych bohaterów, lecz
dlatego, iż pojawił się niespodziewanie pod Samotną Górą
podczas bitwy Pięciu Armii. Przybycie Beorna okazało się być
zbawienne w skutkach, ponieważ to dzięki niemu bitwa została
rozstrzygnięta po myśli ludzi, elfów i krasnoludów:
„Przybył sam, w skórze niedźwiedzia, lecz zdawało się,
że urósł w bojowym szale na olbrzyma. Głos jego
rozbrzmiewał niczym werbel i huk dział; olbrzymi niedźwiedź
usuwał ze swej drogi wilki i gobliny niby piórka. Natarł na
nie od tyłu i jak grom przedarł krąg oblegających. (…) natarł
na gobliny ze zdwojoną furią, tak że nikt nie mógł mu się
oprzeć, a żaden oręż się go nie imał. Rozproszył gwardię, a
samego Bolga powalił i zmiażdżył”.
Tak wspaniałego człowieka, jakim
bez wątpienia był Beorn, czekała równie wspaniała
przyszłość. W kilka lat po wielkiej bitwie Pięciu Armii, a także
po przepędzeniu złego Czarownika z Mrocznej Puszczy, bohater został
mianowany władcą terytorium pomiędzy Mglistymi Górami a
Puszczą. Świetlana przyszłość rysowała się także przed jego
potomkami:
„Podobno przez wiele pokoleń mężczyźni z jego rodu zachowali
moc przemieniania się w niedźwiedzia; trafiali się wprawdzie wśród
nich ludzie srodzy i źli, większość jednak miała serca zacne jak
sam Beorn, jakkolwiek żaden nie dorywnywał mu wzrostem ani siłą.
Za panowania tego rodu resztki goblinów przepędzono z Gór
Mglistych i nowy pokój nastał na kresach Dzikiego Kraju”.
*****
Bard
Bard – bohater ten jest najszlachetniejszym przedstawicielem rasy
ludzkiej w powieści. Wywodził się z królewskiego rodu, jego
przodkowie zbudowali i rządzili miastem Dal, które ze względu
na swoje bliskie położenie względem Samotnej Góry zostało
spustoszone przez Smauga.
Ta ważna postać pojawia się dość późno w powieści, bo
dopiero wówczas, gdy smok atakuje Esgaroth:
„(…) wśród płonących domów jeden oddział
łuczników trwał jescze na stanowisku. Ich dowódcą
był Bard, człowiek o ponurym głosie i ponurej twarzy, ten, któremu
przyjaciele wyrzucali, że prorokuje powodzie i pomór ryb,
lecz którego szanowali za uczciwość i męstwo. Bard był
potomkiem - choć w odległym pokoleniu – Giriona, bo małżonka
władcy Dali ocalała z klęski przed laty, uciekłszy z dzieckiem w
dół Bystrej Rzeki. Tej więc nocy Bard strzelał ze swego
olbrzymiego cisowego łuku, póki nie pozostała mu ostatnia
już strzała. Pożar otaczał go z bliska, towarzysze opuszczali
dowódcę jeden po drugim. Po raz ostatni Bard napiął łuk”.
Bard stał na czele obrony miasta i to właśnie jemu udało się
zgładzić poczwarę. Uczynił to dzięki podpowiedzi drozda, który
wyjawił mu sekret słabego punktu smoka (ptak poznał go
podsłuchując rozmowę Bilba i krasnoludów pod Samotną
Górą). Bard ostatnią strzałą ugodził Smauga w
nieopancerzone miejsce tuż pod lewą piersią.
Po tym heroicznym wyczynie mieszkańcy Esgaroth domagali się, by
bohater został koronowany na króla. Jednak władca miasta,
który za nic w świecie nie zamierzał oddawać władzy,
zaproponował: „Niech król Bard obejmie znów swoje
własne królestwo, Dal jest wolna dzięki jego męstwu i nic
nie stoi na przeszkodzie, by tam powrócił”. Jednak Bardowi
nie chodziło o posiadanie władzy, a o sprawiedliwość.
Zaproponował wyprawę pod Samotną Górę, by tam odzyskać
skradzione przez Smoka złoto i wykorzystać je do odbudowy dawnej
świetności Dali i Esgaroth. Bard wykazał się także wielkim
rozsądkiem i mądrością, kiedy zamiast ruszyć samotnie po skarby,
poprosił o pomoc króla leśnych elfów, który
zapewnił mieszkańcom miasta zapasy żywności po tym, jak cała
osada została zniszczona przez Smauga.
O tym, że Bard pod każdym względem znacznie przewyższał władcę
miasta, zapewniał kruk Roak, który radził Thorinowi i jego
drużynie:
„Jeśli chcecie posłyszeć moja radę, ufajcie nie władcy
Miasta na Jeziorze, lecz raczej temu człowiekowi, który
strzałą z łuku zabił smoka. To Bard z rodu Giriona, pana doliny
Dal, mąż ponury, lecz uczciwy. Po długich wiekach nieszczęść
doczekamy się znów pokoju między krasnoludami, ludźmi i
elfami”.
Widzimy zatem, że ewentualne dojście Barda do tronu będzie miało
wspaniałe skutki dla wszystkich ras.
Słowa kruka okazały się być proroczymi. Po bitwie Pięciu Armii,
Bard otrzymał swoją część skarbu, która prawomocnie
należała się jego przodkom. Szybko odbudował Dal „i mnóstwo
ludzi znad Jeziora, z zachodu i południa skupiło się przy nim,
dolina zaś, znów uprawna, rozkwitła dostatkiem; spustoszoną
okolicę teraz wypełniały wiosną kwiaty i świergot ptasi, a
jesienią - owoce i gwar zabaw. (…) Między elfami, krasnoludami i
ludźmi w całej tej okolicy panowała zgoda”.
*****
Władca
Miasta na Jeziorze
Władca Miasta na Jeziorze – to drugi, obok Barda, najważniejszy
przedstawiciel ludzkiej rasy w „Hobbicie”, jednak stanowi on
całkowite przeciwieństwo mężnego bohatera, który pokonał
wielkiego Smauga.
Właściwie to niewiele o nim wiadomo. W powieści ani razu nie pada
nawet jego imię. Czytelnik jednak szybko zdaje sobie sprawę z tego,
jakim jest on typem człowieka. Sposób, w jaki sprawował
władzę, dziś można by określić mianem populizmu, czyli
kierowaniu się gustami podwładnych. Podejmował zatem tylko takie
decyzje, które przysparzały mu sympatii ze strony ludu, czym
zaskarbiał sobie jego przychylność i pewność zachowania
stanowiska. Polityk jego miary nie był zdolny do prawdziwego
rządzenia, do wprowadzania zamian na lepsze, do kierowania ludźmi.
Zamiast tego wolał wykonywać to, czego domagało się
społeczeństwo, w zamian za stanowisko i wiążące się z nim
przywileje.
Przybycie do miasta Thorina i jego drużyny oznaczało dla niego
poważne kłopoty, ponieważ stara przepowiednia głosiła, że wraz
z krasnoludami powróci król. Ludzie z wielkim
entuzjazmem przyjęli więc gości, którzy zwiastowali powrót
wspaniałych czasów, kiedy Esgaroth było liczącym się
miastem handlowym, a jego mieszkańcy żyli w dostatku. Władca
oczywiście zachowywał pozory, że również się z tego
cieszy, ale wizja utraty stanowiska zmuszała go do złorzeczenia
Thorinowi:
„Niech sobie idą i próbują zaczepić Smauga, zobaczymy,
jak ich przyjmie – myślał”.
Przez długi czas władca nie wierzył w słowa krasnoludów, z
czasem jednak zaczął przypuszczać, że Dębowa Tarcza naprawdę
był potomkiem dawnych królów. W duchu jednak
utrzymywał, że krasnoludy to „banda oszustów, których
prędzej czy później będzie można zdemaskować i
przepędzić”. Pobyt drużyny Thorina w mieście był mu pod każdym
względem nie „na rękę”. Narzekał nawet na same koszty
utrzymania niechcianych gości:
„Władca miasta nie martwił się jednak, że krasnoludy chcą
go pożegnać. Utrzymanie tylu gości kosztowało dużo, a pobyt ich
zamieniał życie w mieście w ustawiczne święto, co powodowało
zastój w interesach”.
Poza tym, że był marnym politykiem, władca udowodnił także, że
nie nadawał się do roli przywódcy. Kiedy miasto zostało
zaatakowane przez smoka, zamiast pozostać przy swoich ludziach i
dowodzić obroną osady, bohater pod osłoną straży „zmierzał ku
swojej wielkiej złoconej łodzi, licząc, że w tym zamęcie uda mu
się umknąć niepostrzeżenie i ocalić życie”. Krótko
mówiąc, władca był zwykłym tchórzem.
O tym, że był marnym przywódcą dowiódł także po
śmierci Smauga, kiedy biedni mieszkańcy, którzy stracili
dobytek całego życia nie mieli się gdzie podziać. Wówczas
„Dla nielicznych tylko znaleziono jakieś schronienie pod dachem
(jedno, najlepsze, zajął władca), jedzenia było mało (nawet
władca musiał się ograniczać)”. Widzimy zatem, że zamiast
pomóc swojemu ludowi, władca wolał zadbać o własne
bezpieczeństwo. Nawet kiedy Bard wyruszył z pokaźną liczbą ludzi
w kierunku Samotnej Góry po skarb smoka, władca pozostał w
mieście z kobietami, dziećmi, starcami i ludźmi niedołężnymi.
Kiedy ludzie zorientowali się, że władca nie sprawdził się jako
przywódca w kryzysowej sytuacji, zaczęli domagać się jego
odejścia. „On może ma dobrą głowę do interesów,
szczególnie własnych (…) ale jest do niczego w chwilach
niebezpieczeństwa” – szemrali między sobą mieszkańcy
Esgorath. Większość z nich domagała się wówczas, by to
dzielny Bard zajął jego miejsce. Wtedy jednak ponownie władca
wykazał się swoimi populistycznymi umiejętnościami. Sprytnie
odwrócił uwagę tłumów od sedna sprawy i wzniecił w
nich nienawiść do Thorina i jego towarzyszy, wmawiając mieszkańcom
Miasta na Jeziorze, że to niechciani goście ściągnęli na nich
gniew smoka.
Na samą myśl, że Bard mógłby przejąć władzę w Esgaroth
„władca szczękał i zgrzytał zębami”. Zaproponował więc, by
dzielny łucznik objął władzę w mieście Dal, do którego
miał historyczne i rodowe prawo. Człowiek ten za wszelką cenę
pragnął zachować władzę.
Bohater ten ucieleśnia demoralizującą siłę władzy, która
potrafi bez reszty zawładnąć człowiekiem. W połączeniu z druga
niszczycielską siłą, jaką mogą być pieniądze, stanowi to
zabójczą niemal mieszankę, która niemal zawsze
prowadzi do klęski. Taki właśnie los spotkał władcę Miasta na
Jeziorze:
„Bard dał mu dużo złota na wspomożenie mieszkańców
miasta, lecz ludzie tego pokroju szczególnie łatwo zarażają
się smoczą chorobą, toteż władca zagarnął lwią część
złota, uciekł z nim i zginął śmiercią głodową na Pustkowiu,
opuszczony przez swych zauszników”.
*****
Elrond
Dodaj napis |
Elrond – „w dziejach wielkiej przygody Bilba odegrał rolę dość
małą, chociaż ważną (…)”. Bohater ten był przywódcą
elfów z Zachodu, nazywanych także „wysokimi”,
zamieszkujących piękną krainę zwaną Rivendell.
Elrond był wybitnym przedstawicielem swojej wspaniałej rasy. W
świecie „Hobbita” wszyscy wiedzą, że elfy to najwspanialsze ze
stworzeń, jakie kiedykolwiek zamieszkiwały Śródziemie.
Dlatego też ich przywódca musiał być jednostką wybitną, i
tak też było:
„Miał rysy twarzy szlachetne i piękne jak władca elfów,
był silny jak wojownik, mądry jak czarodziej, dostojny jak król
krasnoludów, a łagodny jak pogoda latem”.
Przywódca elfów był serdecznym przyjacielem Gandalfa,
dlatego też z wielką radością ugościł u siebie wędrowców.
Hobbit, krasnoludy i czarodziej spędzili w Rivendell ponad dwa
tygodnie i „ciężko im było go opuścić. Bilbo chętnie by tam
został na zawsze - nawet gdyby mógł w cudowny sposób
i bez trudu wrócić do swojej norki”. Kraina elfów, a
zwłaszcza dom ich przywódcy były miejscami prawdziwe
sielankowymi:
„W domu Elronda każdemu było dobrze, czy kto lubił
jeść, czy spać, czy pracować, czy opowiadać różne
historie, czy śpiewać, czy po prostu siedzieć i rozmyślać, czy
też wszystko to po trosze łączyć w przyjemną całość. Nic
złego nie miało dostępu do tej doliny”.
Niewielka, aczkolwiek bardzo ważna rola, jaką odegrał Elrond w
powieści, ograniczała się do odczytania wskazówek na mapie
krasnoludów, które zostały zapisane księżycowym
pismem.
Thorin i Gandalf spoglądali na Elronda nieco z zazdrością, że to
właśnie jemu udało odszyfrować znaczenie tajemniczych znaków: „Stań na szarym głazie, kiedy drozd dziobem zastuka (…) a
zachodzące słońce ostatnim promieniem dnia Durina wskaże ci
dziurkę od klucza”. Właśnie dzięki tej wskazówce
wędrowcom udało się przedostać tajemnym wejściem do wnętrza
Samotnej Góry.
Przywódca elfów doskonale władał także pismem
runicznym, dzięki czemu odczytał prastare inskrypcje na mieczach
Thorina i Gandalfa, które ci znaleźli w grocie trolli. Od
Elronda Dębowa Tarcza i czarodziej dowiedzieli się, że ich ostrza
nosiły imiona Orkist („pogromca goblinów”) oraz Glamdring
(„młot na wroga”).
*****
Król
leśnych elfów
Król leśnych elfów – bohater ten odegrał dość
ważną i pozytywną rolę, chociaż na początku znacznie
przeszkodził krasnoludom i hobbitowi w ich wędrówce przez
Mroczną Puszczę. Król leśnych elfów rozkazał bowiem
aresztowanie podróżników i umieszczenie ich w lochach
swojego wielkiego pałacu za zakłócanie spokoju w lesie.
Ważne jest, aby zrozumieć różnicę pomiędzy leśnymi
elfami, a elfami z zachodu:
„Nie są one złe, ale mają tę wadę, że nie ufają
nieznajomym. Chociaż rozporządzają potężną magią, zawsze są i
były nawet w tamtych czasach bardzo ostrożne. Różnią się
wyraźnie od elfów z zachodu, zwanych wysokimi, są od nich
groźniejsze i mniej mądre. Większość (podobnie jak ich
krewniacy, rozproszeni wśród wzgórz i po górach)
pochodzi bowiem od starożytnych plemion, które nigdy nie
przebywały na zachodzie i nie znały wróżek. (…) Na
Szerokim Świecie elfy leśne przesiadywały w półmroku przed
wzejściem słońca i księżyca, potem zaś wędrowały po lasach
rosnących w tej stronie, gdzie słońce wschodzi. Najbardziej lubią
skraj puszczy, stąd bowiem mogą niekiedy wymykać się na łowy lub
robić wycieczki na otwarte tereny przy świetle księżyca i gwiazd;
odkąd zjawili się ludzie, elfy stopniowo wycofywały się coraz
głębiej w mroki. Zawsze jednak były i nadal są elfami, to znaczy
dobrymi istotami”.
Zanim wędrowcy poznali osobiście króla elfów,
usłyszeli o nim od Bombura, który ujrzał tę postać we
śnie. Krasnoludowi przyśniła się wielka uczta z udziałem
tajemniczej postaci, której głowa przyozdobiona była koroną
z liści. Wkrótce okazało się, że był to król
leśnych elfów, który w rzeczywistości prezentował
się bardzo okazale i dumnie:
„W wielkiej sali, podpartej kolumnami wyciosanymi z litej skały,
siedział w rzeźbionym drewnianym fotelu król elfów.
Na głowie miał koronę splecioną z jagód i czerwonych
liści, jesień bowiem już się zbliżała. Wiosną nosił koronę z
leśnych kwiatów. W ręku trzymał berło z rzeźbionej
dębiny”.
Król leśnych elfów uwięził krasnoludów w
swoich lochach, ponieważ ci trzykrotnie naruszyli spokój jego
i jego podwładnych. Dokładniej rzecz ujmując, wędrowcy nachodzili
na nocne uczty elfów, co było niewybaczalnym przewinieniem:
„Zbrodnią jest przekraczanie granic mojego królestwa bez
pozwolenia. Czy nie wiesz, że wdarliście się do mojego państwa i
używaliście dróg zbudowanych przez moich poddanych? Czy nie
pamiętasz, że trzykrotnie zakłócaliście spokój
moich dworzan ucztujących w lesie, a hałasując i krzycząc
wywabiliście pająki z kryjówek? Wywołaliście tyle
zamieszania, że mam prawo usłyszeć, co was tu sprowadza, a jeżeli
nie zechcecie mi tego powiedzieć, zamknę was w więzieniu i będę
trzymał, póki nie nauczycie się rozumu i grzeczności”.
Na szczęście, dzięki sprytowi Bliba i magicznej mocy pierścienia,
wędrowcom udało się niepostrzeżenie uciec z więzienia w beczkach
po winie.
Król leśnych elfów, który był podejrzliwy
wobec wszystkich obcych, był szczególnie uprzedzony do
krasnoludów. Przed laty te dwie rasy toczyły spory o złoto i
srebro. Spór ten wiązał się z wielką słabością króla
elfów leśnych: „kochał się w skarbach, szczególnie
w srebrze i białych drogich kamieniach; a choć miał wielkie
bogactwa, pragnął je pomnożyć, bo wciąż jeszcze nie dorównywał
innym starodawnym władcom elfów”. Poza miłością do
skarbów, król elfów miał jeszcze jedną słabość
– uwielbiał wino, które sprowadzał w beczkach z pobliskich
miast.
Dowiedziawszy się później o prawdziwym celu wyprawy Thorina
i jego przyjaciół podejrzewał, że krasnoludy nie zdołają
pokonać Smauga. Cieszył się na myśl ich pewnej porażki, chociaż
podejrzewał też, że sprytni wędrowcy mogą uciec się do jakiegoś
podstępu, by przechytrzyć starego smoka – „Widać z tego, że
król był mądrym elfem, mądrzejszym niż ludzie z Miasta na
Jeziorze, chociaż i on nie przewidział trafnie”. Władca elfów
rozesłał swoich szpiegów w okolice Samotnej Góry i
oczekiwał na dalsze wydarzenia. Pragnął bowiem za wszelką cenę
położyć swoją rękę na skarbie Smauga.
Wbrew pozorom, król elfów był pozytywnym bohaterem,
ponieważ po ataku smoka na Esgaroth, wysłuchał prośby Barda i
skierował swoich podwładnych do niesienia pomocy mieszkańcom
Miasta na Jeziorze: „Powitano ich, jak można się było
spodziewać, serdecznie, a ludzie oraz ich władca chętnie godzili
się w przyszłości wynagrodzić króla elfów za
udzieloną pomoc”.
Później król elfów, który działał w
przymierzu z Bardem, stanął pod Główną Bramą Samotnej
Góry i domagał się sprawiedliwego podziału skarbu pomiędzy
ludzi, elfy i krasnoludy. Władca cierpliwie oczekiwał na rozwój
wydarzeń i miał nadzieję, że sprawę uda rozwiązać się
pokojowo. Król elfów docenił szlachetny gest Bilba,
który podarował Arcyklejnot Bardowi. Władca zwrócił
się wówczas do hobbita: „Jesteś bardziej godzien zbroi
księcia elfów niż niejeden elf, który by w niej
okazalej wyglądał”.
W walce okazał się być wspaniałym wojownikiem, a jego leśne elfy
stanowiły wielką siłę w bitwie Pięciu Armii. Po zakończeniu
batalii postąpił bardzo szlachetnie, dekorując grób Thorina
mieczem krasnoluda, który zawczasu odebrał mu przed
wtrąceniem do lochu. W ten sposób niejako przeprosił Dębową
Tarczę za to, w jaki sposób potraktował go przed wieloma
tygodniami.
Ze skarbu Smauga przypadły królowi elfów szmaragdy,
które były jego ulubionymi kamieniami. Na pożegnanie władca
otrzymał jeszcze od Bilba wspaniały naszyjnik ze srebra i pereł.
Baggins tłumaczył, że była to rekompensata za wypite przez niego
wino i zjedzony chleb w pałacu króle elfów. Przyjmując
podarek od hobbita, bohater wykazał się swoją dobrotliwością, a
nawet poczuciem humoru:
„Przyjmuję od ciebie ten dar, o Bilbo Szczodry! - z powagą
rzekł król - i mianuję cię przyjacielem elfów. Oby
cień twój nigdy się nie skurczył (wtedy zresztą za łatwo
byłoby ci kraść!) Bądź zdrów!”.
*****
Gloin,
Kili,
Bofur,
Bifur,
Oin,
Ori,
Balin,
Fili,
Dwalin, Dori,
Bombur, Nori
To gromada krasnoludów, kompani Throina, którzy wraz z
nim wyruszyli pod Samotną Górę, by odzyskać skarb z rąk
Smauga. Dwunastka bohaterów stanowiła zgraną drużynę, w
której każdy znał swoje miejsce. Drugim po Dębowej Tarczy
najważniejszym krasnoludem w kompanii był Balin, który
przejmował dowodzenie pod nieobecność Thorina. Kolejnym
krasnoludem w hierarchii był Dwalin, który jako pierwszy
pojawił się w domku Bilba.
Bohaterowie byli w zasadzie do siebie bardzo podobni, lecz zasadniczo
różnili się kolorami kapturów oraz… bród.
Dwalin miał ciemnozielony kaptur, a brodę długą i błękitną,
którą zatykał sobie za złoty pas. Balin, który był
bardzo stary, posiadał śnieżnobiały zarost oraz czerwone nakrycie
głowy. Najmłodsi w kompanii Fili i Kili mieli żółte brody
i niebieskie kaptury, a ich pasy nie byłe złote, lecz srebrne. Dori
i Nori nosili purpurowe nakrycia głowy, Ori – szare, Oin –
brązowe, a Gloin – białe. Biur i Bufor mieli kaptury żółte,
a Bombur jasnozielony. Starszym krasnoludom przysługiwały pasy
złote, natomiast młodszym srebrne.
Krasnoludy w powieści nie odgrywają znaczącej roli, poza Thorinem.
Ich zadaniem jest raczej rozbawienie czytelnika, co doskonale im się
udaje. Pod tym względem na uwagę zasługuje zwłaszcza „grubas
Bombur”, który wiele razy okazywał się ciężarem dla
drużyny i opóźniał jej marsz. Krasnolud ten wędrował
najwolniej i najczęściej prosił o odpoczynek. Poza tym, to właśnie
on wpadł do strumienia w Mrocznej Puszczy i przypadkowo napił się
wody, po czym zasnął na wiele godzin. Reszta drużyny zmuszona była
do niesienia otyłego krasnoluda przez las, co było dodatkowym
utrudnieniem. Ponadto lubił dobrze zjeść, co zapewniało mu
sympatię Bilba.
Warto także wspomnieć o Filim i Kilim, czyli najmłodszych
krasnoludach (młodszym od pozostałych o ponad pięćdziesiąt lat),
którzy byli nierozłączni. Przyjaciele wszystko robili razem.
Najczęściej to właśnie ich Thorin wysyłał na zwiad lub
delegował do najtrudniejszych zadań. Wspólnie też polegli
podczas bitwy Pięciu Armii: „Z dwunastu towarzyszy Thorina zostało
dziesięciu. Fili i Kili polegli osłaniając swego króla
tarczą i własnym ciałem, był bowiem starszym bratem ich matki”.
Krasnoludy były nie tylko świetnymi górnikami i wojownikami,
ale także muzykami, co udowodnili w domku Bilba:
„Kili i Fili
skoczyli po swoje worki i wrócili każdy ze skrzypcami; Dori,
Nori i Ori wydobyli spod płaszczy flety, Bombur przyniósł z
hallu bęben; Bifur i Bofur także wyszli na chwilkę i zjawili się
z klarnetami, które pozostawili przedtem wśród lasek w
sieni; Dwalin i Balin powiedzieli: - Przepraszam, zostawiłem swój
instrument na ganku - na co Thorin zawołał: - Przynieście i mój
przy sposobności! - Przytaszczyli więc dwie ogromne wiolonczele,
większe niemal od nich samych, oraz harfę Thorina w zielonym
pokrowcu. Była to piękna złota harfa, a gdy Thorin dotknął
strun, natychmiast zabrzmiała muzyka tak niespodziana i słodka, że
Bilbo zapomniał o wszystkim i wyobraźnia przeniosła go daleko, w
tajemnicze krainy, nad którymi świecą dziwne księżyce,
daleko za Wodę, daleko od hobbickiej norki pod Pagórkiem”.
*****
William Huggins
Tak nazywał się najważniejszy z trójki trolli, na których
wędrowcy natknęli się niemal na samym początku swojej przygody.
Pozostali dwaj kompanii Williama to Bert i Tom.
Bill, jak nazywali go znajomi, był typowym trollem – uwielbiał
dużo i dobrze zjeść, a do tego wypić beczkę piwa. Czym poza tym
cechowały się trolle? Mieli „grubo ciosane twarze, olbrzymi
wzrost”, a także specyficznie ukształtowane wielkie stopy.
Ponadto używali języka, który nie mógł uchodzić pod
żadnym względem za „salonowy”.
Jeszcze inną cechą trolli była ich umysłowa ociężałość.
Widać to najlepiej, kiedy w ich ręce wpada przerażony Bilbo i
przedstawia się jako „włamy… hobbit”, na co trójka
bohaterów zareagowała z wielkim zdziwieniem: „Włamyhobbit?”.
Trolle uwielbiały także toczyć spory i bójki między sobą.
Jedną z takich kłótni rozpętał William, który
opowiadał się za tym, by wypuścić Bilba: „Biedny głuptak.
Puśćmy go żywego”. Jednak zupełnie inaczej zareagował, kiedy
zauważył Balina: „Trolle wręcz nienawidzą krasnoludów,
patrzeć na nie nie mogą (lubią je tylko na półmisku). Bert
i Bill natychmiast przerwali bójkę”.
Ostatecznie Bill, Bert i Tom zostali zamienieni w kamienie, ponieważ
trolle były stworzeniami nocnymi, a wystawienie się na działanie
słońca powodowało właśnie przemianę w słup skalny. Trolle nie
zdążyły schować się do groty na czas, ponieważ Gandlaf z
ukrycia nieustannie skłócał je ze sobą, naśladując głosy
każdego z nich.
*****
Wielki Goblin
Był przywódcą goblinów zamieszkujących Mgliste Góry.
Rozkazał swoim podwładnym pojawienie podróżnych, a później
zamierzał ich wszystkich zabić, ponieważ zauważył u boku Thorina
miecz wykonany przez elfy. Ostatecznie pogromcą Wielkiego Goblina
okazał się być Gandalf, który używając Orkista przeciął
przeciwnika na pół. Pościg za wędrowcami i chęć
pomszczenia swojego przywódcy doprowadziła gobelinów
pod Samotną Górę, gdzie rozegrała się wielka bitwa Pięciu
Armii.
Roak
Był starym krukiem, który przyniósł Thorniowi wieść
o śmierci Smauga. Właściwie to informację tę przyniósł
drozd, lecz krasnoludy nie rozumiały jego mowy. Mądry ptak poleciał
więc po kruka, który potrafił porozumiewać się z dawnymi
mieszkańcami Samotnej Góry. Roak odegrał rolę posłańca,
chociaż jawnie sprzeciwiał się planom Thorina.
Stary drozd
Ptak ten został wspomniany przez Elronda przy odczytywaniu wskazówek
z mapy Samotnej Góry: „Stań na szarym głazie, kiedy drozd
dziobem zastuka (…) a zachodzące słońce ostatnim promieniem dnia
Durina wskaże ci dziurkę od klucza”. Niepozorny ptaszek fruwał
wokół Bilba i krasnoludów, kiedy ci dotarli do zbocza
góry strzeżonej przez Smauga. To właśnie on najpierw
naprowadził hobbita na pomysł, jak odnaleźć tajne wejście, a
później przekazał Bardowi informację o tym, jak zgładzić
Smauga. Drozd być może jest najbardziej niedocenionym bohaterem
powieści. Patrząc na jego zasługi aż trudno uwierzyć, że Bilbo
celował do niego kamieniami, ponieważ nie mógł znieść
jego śpiewu.
*****
Dain
Był kuzynem Thorina, który prowadził pokaźną armię
krasnoludów na odsiecz krewniakowi. Dotarcie z oddziałami pod
Samotną Górę zajęło mu tydzień. Przybycie Daina
diametralnie odmieniło losy bitwy Pięciu Armii, ponieważ dowodzone
przez niego krasnoludy były wytrawnymi wojownikami.
Po śmierci Dębowej Tarczy, to właśnie Dain został okrzyknięty
Królem spod Góry. Okazał się być wspaniałym władcą,
który sprawiedliwie podzielił skarb między krasnoludy, ludzi
i elfy. Kompani Thorina jednomyślnie przystali do Daina i służyli
mu tak, jak Dębowej Tarczy.
Wódz Orłów
Dwukrotnie wybawił bohaterów z poważnych opresji. Dowodzone
przez niego potężne ptaki najpierw pochwyciły Gandalfa i jego
przyjaciół, kiedy otoczeni przez wargów wspięli się
na drzewa. Następnie Orły przeniosły wędrowców pod Samotną
Skałę. Po raz drugi Wódz Orłów poprowadził swój
oddział w wielkiej bitwie Pięciu Armii. Dowodzone przez niego ptaki
zrzucały z góry kamienie, które skutecznie
przetrzebiły szyki goblinów. Przypadkowo jednym z kamieni
dostał w głowę Bilbo, przez co zemdlał i nie zobaczył, jak
zakończenia bitwy.
*****
Bolg
Był synem Wielkiego Goblina, który domagał się zemsty na
krasnoludach, hobbicie i czarodzieju, którzy byli
odpowiedzialni za śmierć jego ojca. Przybył na czele wielkiej
armii pod Samotną Górę. Przez długi czas siał terror na
polu bitwy i wydawało się, że odniesie zwycięstwo i zrealizuje
swój cel. Jednak zginął od potężnego ciosu Berona, który
niespodziewanie zjawił się na placu boju.
*****
*****
to jest najlepsza odpowiedź na moje zadanie domowe
OdpowiedzUsuńbez wątpliwości sie z tym zgadzam :)
OdpowiedzUsuńnajlepsze opowiadanie !!! na szóstkę!!!! :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe:) PS nie ma wilków.
OdpowiedzUsuńZapraszam na Śródziemie Wiki, encyklopedie Tolkienowską.
OdpowiedzUsuńhej powiecie mi kto był królem trollów,golluma,smoków,czarnoksiężnika,beorna,czarodzieja radagast i pająków
OdpowiedzUsuńz góry dziękuje :3
a ktos moglby podac str z opisem krasnolodow gandalfa i bilba???
OdpowiedzUsuńpoda mi ktoś stronę gdzie to jest napisane o królu leśnych elfów?
OdpowiedzUsuńSpoooo...oooko. To mało powiedziane. Poprostu genialnie !~!
OdpowiedzUsuńJest ok!!!!!!
OdpowiedzUsuńok
OdpowiedzUsuńok
OdpowiedzUsuńAa za co mam się przebrać na ,, dzień hobbita " w mojej szkole zastanawiałam się nad królem elfów PS jestem dziewczyną
OdpowiedzUsuńmoże być
OdpowiedzUsuńsuper tylko brakuje mi Wilków :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńnie?
Usuńtewooooooooooooooooooooooooooooooon
OdpowiedzUsuńjebać disa
OdpowiedzUsuńJebac disa skurwysyna syna diabła
Usuńdzk
OdpowiedzUsuńsupeeerr
Te komentarz został usunięty.
OdpowiedzUsuńkozak bardzo fajne i jasno wytłumaczone
OdpowiedzUsuńDzkk tera będzie na kartkówkę łatwo
OdpowiedzUsuń